Instytut Archiwów, Bibliotek i Muzeów Kościelnych,
ul. Chopina 29/7, 20-023 Lublin.
Ks.A. P. Szelążek,[Kościół a nauka],(„Ktokolwiek zwiedzał”), [Płock, październik 1896], oryg. depozyt IABMK, rps, k. 1-28.
«Attende tibi et doctrinae; insta in illis; hoc enim faciens et teipsum salvum facies et eos, qui te audiunt».
“Pilnuj siebie i nauki, trwaj w nich, bo to czyniąc i samego siebie zbawisz i tych, którzy cię słuchają”.
1 Tm 4, 16
Ktokolwiek zwiedzał sale Watykanu w Rzymie, podziwiał w pokojach Borgiów freski Michała Anioła, wyobrażające wszystkie prawie nauki, każda z nich zajmuje własny swój tron i otoczona odpowiednimi godłami, królewską jakoby piastuje władzę. Wśród nich nie ma żadnej hierarchii, wszystkie zdają się zniewalać do składania należnych im hołdów. Artysta miał zamiar scharakteryzować tym sposobem znaczenie Stolicy Apostolskiej w dziedzinie nauk i sztuk, które pod ożywczym wpływem Papieży wzrosły do najwyższej potęgi. Inny artysta Rafael – wzniósł się nierównie wyżej, gdy na ścianie pierwszej stanzy wymalował obraz zwany „szkołą Ateńską” naprzeciwko zaś umieścił inny obraz, przedstawiający dysputę o Najświętszym Sakramencie. W tych dwóch obrazach widnieje już nie tylko wpływ Kościoła na rozwój nauk świeckich; nie tylko garnął Kościół pod swoje skrzydła wszystko, co świat klasyczny posiadał pięknego w swoich naukach, aby wyjaśniać i zdobić naukę tajemnic religii świętej, ale z natury swojej, jako kościół nauczający [k. 2] powolny głosowi swego Założyciela szerzy on światło Boże po wszystkim świecie i uczył chować, to co Pan rozkazał. Dziewiętnasty już wiek upływa od chwili, w której rationale Arcykapłana z wypisanymi nań wyrazami: „prawda i nauka” zastąpiony został przez urząd nauczycielski Nowego Przymierza, którego był figurą; przez XIX już wieków nowe i nowe pokolenia kapłanów niosły światu zapaloną przez Chrystusa pochodnię nauki Bożej. I wy, Bracia, doskonale rozumiecie, że w stanie duchownym, któryście obrali, szerzenie nauki świętej będzie jednym z najistotniejszych obowiązków waszych. Zachęcać więc was do nauki byłoby – zdaje się, rzeczą zbyteczną, tym bardziej, że świadkami byliśmy waszej pilności w zdobywaniu wiedzy, koniecznej dla kapłana.
Pasterz naszej Diecezji, sam uznany za luminarza kościoła, jak powszechnie mówiono, umiał w waszych sercach zapalić chęć do studiów, i z prawdziwą radością wspólnie rzucaliśmy nasiona święte na rolę umysłów waszych, ufni, że obfite zbierać będziemy plony.
Niestety z wielu już stron zasępiany powolnie horyzont naszych szkolnych zajęć – nagle pokryły chmury ciemne,- śmierć naszego Pasterza kirem żałoby okrywa ten Zakład, rozwiała nasze nadzieje,- od dziś, jak po olbrzymim rozbiciu wśród spienionej fali [k. 3] widzimy tylko burzę i innej już nie znajdziemy pociechy tylko w tych słowach przedwiecznej Mądrości: „Drogi moje nie drogi wasze i myśli moje nie myśli wasze”. O tak, my za słabi jesteśmy, aby ogrom nieszczęścia nie wtrącił nas w wielkie niebezpieczeństwo zniechęcenia do pracy, którą rozpocząć mamy. Ale tu właśnie możemy przytoczyć słowa naszego poety, nie dla ozdoby stylu oczywiście, lecz że piękną i odpowiednią myśl wyrażają:
„I sieję ziarno wolen od obawy
Czy kruk je schwyci, czy je wicher zwieje,
A mnie co na tym, ja nie szukam sławy,
A z ludzkich myśli, knowań Pan Bóg się naśmieje.
Szaleją burze,- lecz burza – to chwila,-
Choć burze wieją,- kwiat liście rozchyla.”
Lenartowicz
Rok szkolny wśród przykrych okoliczności musi zakwitnąć na nowo, jeżeli więc, kiedykolwiek, to dziś przede wszystkim powinniśmy się gorąco zachęcić do podjęcia z całą odwagą nowych trudów naukowych w imię tej sprawy, dla której Chrystus żył i umarł, która też stanowić ma treść życia naszego. Wszakże nie podobieństwem jest w jednej konferencji wyliczyć choćby wyczerpująco wszystkie pobudki skłaniające nas do zdobycia potrzebnej nam nauki, tym bardziej odpowiedzieć na liczne pytania, które nasuwają się odnośnie do naszego przedmiotu. Z prostej konieczności ograniczę się do uprzytomnienia w umysłach waszych kilku ważniejszych pobudek, następnie kilka uczynię uwag o przedmiocie pracy naukowej. [k. 4]
Ci, którzy po raz pierwszy w seminarium naszym odprawiają rekolekcje zechcą korzystać z tych uwag dla zbadania swego powołania, które w poważnej części zawarunkowane jest od zamiłowania nauk teologicznych.
Może najmniej, a nawet nigdy nie zwracaliśmy na to uwagi, że do pracy umysłowej obowiązuje nas przede wszystkim prawo natury. W rzeczy samej, jeżeli koniecznym jest tak dla ciała, jako też dla umysłu wypoczynek, w przeciwnym razie grozi organizmowi przedwczesna ruina, konieczna jest więc również odpowiednia praca, bez której życie musiałoby zaniknąć. Organizm ciągle nieczynny powoli musi tracić swą siłę, umysł próżny zawsze ulega, powiedzieć możemy – rozkładowi, bo w nim rodzi się robactwo niegodziwych myśli: „multam enim malitiam docuit otiositas” (Syr 33, 29) za czym idzie, że człowiek ten żyć przestaje w charakterze człowieka, a żyć poczyna w nim istota tylko zmysłowa. Stwórca nie na próżno rozłożył przed oczyma człowieka wspaniałą księgę natury, a ziemię i niebo i głębie oceanów, wszystkie stworzenia ułożył w wyrazy, zrozumiałe dla wszystkich narodów i tak treścią swoją bogate, że nie ma prawdy żadnej, która by nie miała rozdziału w tej księdze. Wszak nie dla aniołów zgotowany jest ten zasób prawdy, [k. 5] bo oni bezpośrednio czerpią ze źródła wszelkiej mądrości, nie dla rozumnych istot, ale na pokarm dla ducha ludzkiego, karmić się zatem powinien tą strawą, jeżeli nie chce być według słów Psalmisty Pańskiego „sicut equus et mulus, quibus non est intellectus”. (Ps 32 (XXXI), 9) Tak więc z natury człowiek obowiązany jest do pracy umysłowej. Opuszczam dokładne rozwinięcie tej pobudki, jakkolwiek bowiem stosuje się ona do każdego człowieka,- a więc i do nas, kapłan wszakże o tyle wyższe ma zadanie, o ile życie nadprzyrodzone wyższe jest od życia intelektualnego; przeto i pobudki do pracy naukowej znajdzie wyższe o całe niebo od prostych naturalnych warunków życia. Jakież więc jest zadanie kapłana?
Zazwyczaj rozróżniamy w kapłaństwie urząd nauczyciela, sędziego i lekarza, a trzeba by wejść w istotę każdego z tych urzędów, aby ocenić jak potrzebną jest kapłanowi nauka. Uczeń Chrystusa Pana naukę Chrystusową znać powinien możliwie całą; lecz kto w imieniu Chrystusa ma być nauczycielem,- cóż powiem,- czy mam udowadniać, że jest mu potrzebną znajomość wszechstronna nauki; raczej uczynię tu uwagę, że każdy z was bracia drodzy, ten urząd musi piastować, jeżeli sięgnie po godność kapłana. „Vae mihi misi praedicaverim” – mówił św. Paweł. „Praeconis officium suscipit, quicunque ad sacerdotium ascendit.” (Św. Grzeg.). [k. 6] „Urząd głosiciela Słowa Bożego przyjmuje, kto do stanu kapłańskiego wstępuje”, mówi Św. Grzegorz. A dosyć wspomnieć, że mamy uczyć wszystkiego, cokolwiek nam Pan Jezus rozkazał, aby zrozumieć jak potrzebna jest nam znajomość prawd naszej św. wiary, już tylko ze względu na przyszły nasz urząd kaznodziejski. Trybunał Sakramentu pokuty św. gdzie kapłan jest lekarzem i sędzią, stanowi odrębną dziedzinę pracy kapłańskiej i wymaga równie nauki wielkiej jak ciągłej pracy umysłowej. W tym nie ma przesady, gdy słyszymy z ust Św. Grzegorza, że „an artium regimen animarum”, bo tu nie idzie o wyleczenie chorych organów ciała, nad czym specjaliści z wielkim pracują zapałem, nie o piękną kompozycje tonów, nie o budowę architektoniczną, co należy do ludzi w tej dziedzinie fachowo wykształconych,- nie o wyrzeźbienie jakiegoś posągu, co tylko dostępne jest dla ludzi szczególnie utalentowanych,- ale idzie tu o rzecz, która przewyższa wszelką sztukę na ziemi, pod ręką kapłana człowiek, ten jest κςоκδμος – mały ten świat z bogactwem władz duszy i ciała,- z sercem, które słusznie porównywanym jest do oceanu niezgłębionego, a często pełnego burz i huraganów,- ten człowiek pod ręką kapłana ma się stać żywym obrazem Chrystusa. Jakiej wiec kapłanowi potrzeba znajomości tego oceanu, jakiej jasności wzroku, aby nie pobłądził. [k. 7]
I po cóż tu nauka, spytacie zapewne, wszak sam przyznajesz, że konieczna tu tylko wielka jasność wzroku, znaczy się zdrowy sąd o rzeczach, zasób bogaty rozsądku, a to z natury posiadać możemy. Tak, niezawodnie, kapłan w trybunale pokuty potrzebuje mieć olbrzymi zasób roztropności i niczym niezamącony umysł, a przyznać można, że te przymioty posiadać możemy z natury, ale tego właśnie nie dosyć, za mało. „Opus pastori sexcentis, ut ita dicam oculis – mówi św. Jan Chryzostom – ut recte undique humani animi habitum circumspicere possit”. “Potrzeba Pasterzowi sześciuset oczu, że się tak wyrażę, aby dobrze pod każdym względem mógł zbadać stan duszy człowieka”. Bez gruntownej zaś nauki teologicznej działalność kapłana w trybunale pokuty ulega zwykłym kolejom umysłu ludzkiego, zostawionego sobie samemu. Patrzcie, jak działa naturalny rozsądek, mówi Stary Cycero: „Największa część ludzi urabia swój sąd pod wpływem miłości lub nienawiści, upodobania lub wstrętu, nadziei lub zniechęcenia, albo też innych uczuć, niewielu tylko sądzi według prawdy i prawa”. Gdy więc ten naturalny rozsądek tak działać będzie w trybunale pokuty, sąd kapłana staje się w całym znaczeniu ślepym, i penitenta spotyka ten los, że „Caecus caeco ducatum praestet” (Mt 15, 14). Niepodobna pominąć tu tak głośnego zdania Św. Teresy, [k. 8] która z dwóch kierowników sumienia przekłada światlejszego, choćby był mniej pobożnym, nad pobożnego, ale nie oświeconego. Światły bowiem kapłan potrafi zawsze dobrze sumieniem kierować, nieumiejętny zaś zagmatwa tylko duszę penitenta. Nie mogę głębiej zapuszczać się w roztrząsanie urzędu kapłana jako nauczyciela, sędziego i ministra rzeczy najświętszych, jakkolwiek w podanych rysach bynajmniej nie wyczerpaliśmy jeszcze zadania sług kościoła, ale też wyznać muszę, że wyczerpać nie zdołamy, bo kapłan w całym znaczeniu tego wyrazu prowadzi dalej dzieło Chrystusa na ziemi i Jego przedstawia osobę. Patrzmy więc na Jezusa Chrystusa, a w Nim znajdziemy pierwowzór kapłana według myśli Bożej.
Na początku konferencji słyszeliśmy, że Bóg napisał niejako dla człowieka księgę natury, aby z niej każdy, nawet poganin, mógł poznawać najważniejsze prawdy. Dla chrześcijanina obszar tych prawd nieskończenie się rozszerza w skarbie objawienia, którego przeważny zasób kryją księgi Pisma Św. Starego i Nowego Testamentu. To Słowo Boże, chociaż nie ręką Boską pisane; jest inna księga, którą bezpośrednio wypisała ręka Ojca niebieskiego, jest nią Jezus Chrystus. Czym świat jest dla oka człowieka, tym Jezus dla oka chrześcijanina; Jego osoba i życie, Jego czyny i słowa stanowią niezgłębioną skarbnicę nauki dla wszystkich wieków. [k. 9] Powiadam, że osoba Chrystusa Pana, stanowi niezgłębioną skarbnicę nauki na wszystkie wieki, bo Chrystus, żyje, żyć chce widzialny w kapłanach swoich. W osobie więc kapłana wierni widzieć mają powtórzenie niejako życia Chrystusowego, albo innymi słowy, wcielenie Ewangelii „Codices vestri sumus” – mówił z całą śmiałością o sobie do ludu św. Augustyn, „księgami waszymi jesteśmy”, zawsze otwartymi, abyście z nich radę i oświecenie dla siebie czerpali; kapłan bowiem, tak dalej mówi wspomniany Doktor Kościoła,- w tym stopniu posiada znajomość Ewangelii, że gdyby te księgi przypadkiem zatracone zostały, możemy je powtórnie spisać z pamięci. Powiedzcie, drodzy bracia, czy ośmielimy się coś podobnego twierdzić o sobie. Odpowiedź oczywista, lecz idźmy dalej.
Tożsamość posłannictwa kapłana z celami przyjścia Zbawiciela na świat, najjaśniej poznać można ze słów Pana Jezusa. Spróbujmy zestawić niektóre teksty: „jam się na to narodził, mówi Pan Jezus, i na to przyszedł na świat, abym świadectwo dał prawdzie” (Jan XVIII.37), a do Apostołów: „jako mnie posłał Ojciec i ja was posyłam”(Jan XX.21). W innym miejscu czytamy: „Wszystkie rzeczy dane mi są od Ojca” (Mat.XI.27). i znowu do uczniów – „wszystko com słyszał od Ojca mego, oznajmiłem wam”. – „Jam jest droga i prawda i żywot” (Jan XIV.6) [k. 10]. „Jam jest światłość świata” (Jan VIII.12) – a do uczniów swoich: „Wy jesteście światłość świata” (Mat V.14). Słowem,- gdy Chrystus z natury swej jest słońcem, które bogactwo prawdy rozsyła po całym świecie, chce jednocześnie, aby kapłani równie wysoko dzierżyli cały ten zasób światła, gdy sam z natury swej jest źródłem wszelkiej prawdy i ze swej obfitości rozlewa na cały świat najczystsze wody zbawiennej nauki, chce jednocześnie, aby Jego kapłani i sami znali tajemnice Królestwa Niebieskiego i upładniali tym zdrojem niebiańskim rolę serc ludzkich. I znowu śmiem postawić pytanie, powiedzcie Bracia Kochani; czy tak już jesteście pełni nauki Bożej, że możecie ją rozlewać na ludzi według woli Bożej? I znowu odpowiedź oczywista.
Prawda, że nas zwykli przyrównywać do kanałów, przez które płynie na ludzi światło Boże,- więc pełnym być samemu nie potrzeba, dość tylko umiejętnie przesyłać, przekazywać to światło,- ale słuchajmy co o tym mówi św. Bernard: „Si sapis, concham te exhibebis, non canalem. Hic siquidem pene simul et recipit, et refundit; illa vero donec impleatur, exspectat; et sic quod superabundat, sine suo damno communicat” (XVIII, Der Sup Canti) „Jeżeliś mądry – bądź raczej konwią niż kanałem, kanał bowiem jednocześnie wylewa to co w siebie przyjmuje, konwia zaś czeka, aż się napełni,- a tak [k. 11] bez własnej szkody innym z tej obfitości udziela…” „Niestety – mówi dalej, niestety dziś kanałów mamy znaczną liczbę w kościele, konwi zaś niewiele; o! jakżeż to wielką miłością zapaleni są ci, przez których płyną do nas dary Boże, jeżeli nawet chcą rozlewać pierw niż napełnieni będą, skorzy do mówienia raczej niż do słuchania; gotowi uczyć czego się sami nie nauczyli”. „Verum canales hodie in Ecclesia multos habemus, conchas vero perpaucas. Tantae charitatis sunt per quos nobis fluenta coelestia manant, ut ante effundere quam infundi velint, loqui quam audire paratiores, et prompti docere quod non didicerunt”. Wszak prawda, że taki widok wstrętnym jest dla nas. I bardzo słusznie, bo młodzieniec przez to, że włoży suknię duchowną nie staje się jeszcze tyle mądrym, aby był ipso facto “światłością świata”.
A wniosek stąd łatwo uczynić.
Dotychczas rozważaliśmy potrzebę nauki w kapłanie jednostronnie, o ile widzieliśmy w nim krzewiciela nauki Bożej wśród ludzi. Na kapłanie ciąży jeszcze inny obowiązek, wymagający większego jeszcze zasobu nauki. Lecz zanim rozwiniemy ten punkt, musimy na chwile zboczyć. Gdy Pan Jezus przyszedł na świat, aby zagarnąć pod jarzmo krzyża wszystkie narody, ten świat w granicach państwa Rzymskiego wzbijał się na niebotyczne szczyty potęgi, bogactw, rozwoju sztuk i nauk. [k. 12] Był to wiek złoty Augusta. Orły Rzymskie szerokie już zakreśliły szlaki krwią i pożogą niosąc do stołecznego miasta daninę wszystkich krajów w nieprzeliczonych milionach talentów, w stosach najcenniejszych dzieł sztuki. Jak krew do serca, dążyło do Rzymu wszystko, co wrodzonymi zdolnościami, lub nauką wyższe było nad poziom ówczesnej kultury. Lecz pod tą zewnętrzną formą ziemskiego blasku kryły się głębie wszelkich ciemności. My tylko jednej dotkniemy. Rozum, oderwany od znajomości prawdziwego Boga, już na takie zeszedł bezdroża, że tylko ręka Boża wyprowadzić go mogła z tego odmętu. Gdy w owym czasie przybył do Grecji Gallus w charakterze prokonsula, przed objęciem urzędu wezwał on wszystkich przedstawicieli szkół filozoficznych w Peloponezie i zażądał, aby zaprzestali głosić swoje nauki, bo porządkowi publicznemu groziło stąd wielkie niebezpieczeństwo, i spokojne rządy krajem stawały się dlań niemożliwe. A była ich liczba w tym tylko kraju dosyć znaczna, bo najmniej kilkuset, i doktryn też nie mniejsza liczba,- o nich to właśnie mówił Cyceron: „nil tam absurdum dic, potest, quo non dicatur ab aliquo philosophorum”. I wiemy kogo Pan Jezus posyła, aby ten świat dla swojej nauki pozyskać. Widzimy rybaków kilku bez tego polotu nauki, (który świat i wówczas wysoko cenił), jak kroplę w morzu, jak ziarno gorczyczne, rzucone na niezmierzone obszary ziemi. Ale nie wyprowadzajmy jeszcze z tego obrazu żadnych wniosków. [k. 13]
Zwróćmy się na chwilę do czasów dzisiejszych. Jeden ze znakomitych pisarzów nie bez słuszności udowadniał, że w dziejach działania rozumu zawsze i wszędzie rozróżniamy cztery fazy. Naprzód rozum oddziela się od religii. Po wtóre bada wszystko, aby rozstrzygnąć kwestie najważniejsze, nie zdoławszy tego uczynić; po trzecie, podaje się rozczarowaniu, widząc, że na drodze rozumowania do prawdy nie dojdzie, popada więc w sceptycyzm:. Po czwarte, dla ocalenia siebie i społeczeństwa, aby sklecić jakąś ułudę prawdy dla siebie i dla świata rzuca się w panteizm i błędny mistycyzm. Badając dzieje od czasów założenia kościoła, te fazy widocznie spostrzegamy. Opatrzność, łamiąc w gruzy strupieszałą cywilizację Rzymu, najszlachetniejszą jej cząstkę – nauki i sztuki, oddała w ręce Kościoła, aby rozumowi przywrócić przewodnictwo światła nadprzyrodzonego. I długo ta harmonia pomiędzy wiarą i wiedzą sprzyjała szczęściu ludzkości. Wiek XVI przyniósł wyłamanie się rozumu spod przewodnictwa wiary – i nazywano owe czasy „wielką epoką wyzwolenia ducha ludzkiego”. Wiek XVII – to wiek gorączkowego szperania, że tak powiemy, gdzie rozum bez pomocy wiary – pyta się wszędzie i wątpi. Wiek XVIII przedstawia trzecią fazę. Widzimy więc w tej epoce negację posuniętą do ostatecznych granic. Rozum tu zaprzecza istnienia Boga, objawienia, nieśmiertelności duszy, wolności woli, zaprzecza nie tylko tego, czego nie widzimy, ale nawet, co widzimy; destrukcyjną tę pracę [k. 14] prowadzono i w naszym jeszcze wieku. Całe szeregi uczonych, czy to przyrodników, kładły w ofierze swe życie dla rozwiązania samym rozumem tych kwestii palących, które tylko wiara dostatecznie rozstrzyga; wypowiadając z góry zagładę wszelkim tajemnicom objawionym, jak tytany potężne- wznosili oni gmach nauki pozytywnej- wdzierali się na niedościgłe wyżyny i – znamy rezultat tej walki. Bóg zniweczył ich dumne zamiary, bo w ogromnej liczbie systematów jakby w pomieszaniu języków pod wieżą Babel „omnis sapientia eorum devorata est” – wszytka ich mądrość pożarta jest, jak mówi Psalmista Pański (Ps 107(106), 27). Do ostatecznych granic posuwa dziś rozum swój sceptycyzm, bo siebie samego zaprzecza, a tak dopełnia miary całkowitego bankructwa. Prawda, dostrzegamy dziś zwrot do tak zwanego idealizmu. Ale ten idealny kierunek jest po największej części chęcią tworzenia wiedzy religijnej poza religią. Słowem, jak w czasach Apostolskich dziś na świecie gęsto rozsiane są ciemności błędów, i tylko światło Bożej nauki może te ciemności rozproszyć. A to właśnie jest 2-ga część zadania kapłana. Kogoż więc Pan Jezus posyła przeciwko tym wrogom tyle doświadczonym i zbrojnym w bogaty zasób wszelkiej wiedzy ludzkiej? I znowu widzimy maluczkich i słabych. Bracia drodzy, gdy kończąc [k. 15] po większej części 4 klasy gimnazjalne wstępujecie do stanu duchownego, wami kieruje niezawodnie to przekonanie, że jakkolwiek trudne nader jest dzisiaj zadanie kapłana, Pan Bóg wszakże dopomoże wam je spełnić – jak dopomógł równie, a może mniej jeszcze od was początkowo oświeconym Apostołom. I słusznie sądzicie, lecz jeżeli otuchę pewną przynosi wam przykład Apostołów, prostych i początkowo nieoświeconych, proszę – idźcie śladami Apostołów – a mianowicie, czyście zwrócili uwagę na to, że Apostołów Pan Jezus bynajmniej nie pozostawił w ich pierwotnej nieumiejętności? Przez 3 lata bezpośrednio i prawie bez przerwy towarzyszą swemu Mistrzowi, który sam jest źródłem Mądrości. Możeście nie zwrócili uwagi na te proste słowa św. Marka: „a oprócz przypowieści nie mówił im (t.j. ludowi), a uczniom swoim osobno wszystko wykładał” (Mar IV.34). Więc Pan Jezus po całodziennej pracy, chociaż znużony, wykładał uczniom osobną swoją naukę, uczył ich, otwierał im skarby tej wiedzy, która im była potrzebna, wtajemniczał w ducha swego, a tak trudem mozolnym surowy ten materiał zamieniał na mężów pełnych nauki objawionej, tak dalece, że do wszystkich Apostołów mógł św. Paweł stosować te słowa: „etsi imperitus sermone, sed non scientia” (2 Kor.XI.6). I cóż sądzicie, czy tego nie dosyć, wszak 3 lata nauki pod kierownictwem samego Pana Jezusa, więcej znaczy niezawodnie [k. 16] niż 3 lata naszych studiów na kursie teologicznym, dla nas zdaje się tego, aż nadto dosyć; w oczach Pana Jezusa było to tak dalece niewystarczającym, że nie pozwolił Apostołom rozpoczynać opowiadania Ewangelii, ażby ich oświecił Duch Św. – i mówił do nich: „Jeszcze wam wiele mam mówić: ale teraz znieść nie możecie. Lecz gdy przyjdzie On, Duch Prawdy, nauczy was wszelkiej prawdy” (Jan XVI, 12-13). „A ja posyłam obietnicę Ojca mego na was, a wy siedźcie w mieście, aż będziecie obleczeni mocą z wysokości” (Łk XXII.49).
Za przykładem więc Apostołów przez te kilka lat pobytu w Seminarium, z całym zapałem pracujmy nad zdobyciem umiejętności, które tu są wykładane, a gdy zbliży się już koniec tych studiów, o nie sądźcie, że już dostatecznie jesteście przygotowani do spełnienia zadania, które Chrystus na was włoży, pozwólcie jednak, że później powiem, czego wam brak jeszcze będzie pod względem naukowym.
Po cóż zresztą mówiąc o potrzebie dla nas nauki, uciekać się do tych dowodów skomplikowanych, jeżeli znajdziemy wyraźny rozkaz, skierowany do kapłanów przez Ducha Św., aby zdobywali potrzebną im naukę. „attende lectioni, exhortationi et doctrinae” „pilnuj samego siebie i nauki i trwaj w nich. Bo to czyniąc i samego siebie zbawisz i tych, którzy cię słuchają” (1 Tm IV, 13. 16). Jak sądzicie, bracia drodzy, czy to jest rada tylko? Już w Starym Testamencie niedbałych o nabycie nauki kapłanów zrzucano [k. 17] z kapłaństwa: „Quia tu scientiam reppulisti, repellam te, ne sacerdotio fungaris mihi” (Oz 4,6) czytamy u Ozeasza proroka. Zrzucenie zaś z kapłaństwa w Starym Testamencie było figurą tylko wiekuistego odrzucenia, którym grozi Bóg w Nowym Testamencie: „Jeżeli kto zna się prorokiem albo duchownym, niech pozna, iż co wam piszę są Pańskie rozkazania. Lecz jeśli kto nie wie, o nim wiedzieć nie będą” „Si quis autem ignorat, ignorabitur.” (1 Kor XIV.37, 38). Straszne to słowo powtarza się w Piśmie Św. zazwyczaj jako groźba potępienia. Z drugiej znowu strony Pan Bóg obiecuje nagrody największe tym, którzy znać będą rzeczy Boże: „Qui autem docti fuerint, fulgebunt quasi splendor firmamenti; et, qui ad iustitiam erudierint multos, quasi stellae in perpetuas aeternitates” (Dn XII.3). Jeżeli więc słowom Ducha Św.: „Attende doctrinae” towarzyszy zapowiedź kary wiekuistej lub nagrody wiecznej, odpowiednio do ich zachowania lub złamania, więc nie jest to rada, ale prawo, czyli sankcja obowiązująceakapłana pod utratą zbawienia.
Czy w tym nie ma przesady, zapytacie może Bracia Kochani, zazwyczaj mówca tak przejmuje się swoim przedmiotem, że obowiązek, o którym mówi, stawia wyżej ponad wszystkie inne. I tu na przykład mówca nie zaprzeczy, że świętość o wiele wyżej cenić należy niż naukę. Tak, zaprzeczyć tego nie mogę; zapytam tylko, czy ceniąc tak wysoko świętość, gotowi jesteście użyć tych środków, które do niej niezawodnie prowadzą? Jeżeli [k. 18] tak, słuchajcie, proszę. W jednym z Ojców Kościoła znaleźć możecie to zdanie: „cnota jest owocem nauki”, wprawdzie powaga człowieka największego nawet nie dość nas porusza, ale tę samą zasadę słyszymy z ust Pana Jezusa: „A który jest wsiany na ziemię dobrą, jest ten, który słucha słowa i rozumie i owoc przynosi”. Trzeba siać prawdę, aby rodziło się dobro. Więc trzeba najpierw siać słowo Boże w duszy, aby cnota była tego nasienia owocem; wprawdzie nie każda nauka wydaje ten owoc, ale to pewne, że każda zdrowa i prawdziwa nauka zawsze rodzi cnotę; jeżeli rodzi pychę, nie jest prawdziwą nauką; „Qui se existimat raliquid scire, mondum cognovit, que madmondum scire eum oposteat”. Każdy więc człowiek dla miłości cnoty powinien i naukę cenić i strać się o jej zdobycie, w możliwym stopniu. Każdy człowiek,- powiedziałem,- bo gdy mowa o kapłanie, pominąć śmiało możemy wszelkie porównania pomiędzy nauką, i świętością, albo przyznając świętości godność tylko wyższą – trzymać się tego mamy, że i nauka i świętość w równym stopniu są mu konieczne: Tak Kościół uczy. „ Tam doctrina, etc. ] quam vita clarere debet ecclesiasticus doctor. Nam doctrina sine vita arrogantem reddit, vita sine doctrina inutilem facit.” (Conc. Aqizgr. 836 r, c.2) “Ten, kto uczy w Kościele, jaśnieć powinien równie nauką jak I świętością. Ponieważ nauka bez życia świętego uzuchwala człowieka, świętość zaś bez nauki niepożytecznym go czyni”. Ta tylko jest różnica, że brak pobożności jest bardziej karygodnym bez wątpienia, brak zaś nauki, bardziej szkodliwym [k. 19], bo gdy świętość konieczna jest do godnego sprawowania Sakramentów św.,- nauka w kapłanie częstokroć niezbędna jest do ważności tychże sakramentów. Dlatego też każdy z nas uzna słuszność słów św. Hieronima; „Sancta rusticitas solum tibi prodest: et vitae merito Ecclesiam Christi tamfum nocet, si destruentibus non resistit”. “Świętość bez nauki pożyteczna jest tylko dla siebie samej; o ile bowiem zasługą życia swego buduje Kościół Chrystusowy o tyle szkodzi że nie dość sprzeciwia się burzycielom tegoż kościoła”.
II
Pomijam dość ważną pobudkę, z dziedziny prawodawstwa kościelnego, które wyklucza od święceń nie posiadających wymaganej nauki, konieczną bowiem jest rzeczą dorzucić słów kilka o przedmiocie naszych studiów, tym bardziej, że na świeckie nauki poświęcać będziemy w seminarium jeszcze dosyć dużo czasu, a niejedna nasunie się wątpliwość o ich pożytku dla nas. Usłyszycie w rzeczy samej słowa Pisma Św. „Altiora te ne quaesieris [et fortiora te ne scrutatus fueris]; sed, quae praecepit tibi Deus, illa cogita semper et in pluribus operibus eius ne fueris curiosus. Non est enim tibi necessarium ea, quae abscondita sunt, videre oculis tuis. In supervacuis rebus noli scrutari multipliciter;” (Syr 3, 22-24). Czytać nam będą w księdze, która jest wyrazem pobożności wieków średnich, o naśladowaniu Pana Jezusa, te słowa: “Powściągnij zbytnią żądzę umiejętności; albowiem wiele tam roztargnienia i złudzenia… Wiele jest rzeczy, których umienie na mało, albo na nic duszy się nie przyda”. I znowu w dziełku bardzo poważnego pisarza znajdziecie te słowa [k. 20]: „Umiejętność kapłanów, ażeby się nasuwać mogła prawdziwie kapłańską, nie powinna zamykać w sobie żadnej umiejętności światowej, bo ta jest wcale przeciwna stanowi duchownemu” (Levoa, t. III, p. 197).
Jeżeli tak, powie ktokolwiek – dlaczego więc nas trzymają przez trzy lata na kursach przygotowawczych i każą nam się uczyć łaciny, filozofii, stylistyki, historii itd. Czy w istocie Pan Bóg, czyż kościół życzy sobie, abyśmy byli obojętnymi względem nauk świeckich?
Odległe to czasy, kiedy grono młodzieży katolickiej czerpało zasoby nauk świeckich z najobfitszego podówczas źródła – w szkole Ateńskiej. Bazyli, Grzegorz z Nazjanzu, Julian i inni – wybitne w tym gronie zajmowali stanowisko. Nie wszyscy przewidywali, że Julian, przyszły cesarz Państwa Rzymskiego, miał odziedziczyć w historii miano Apostaty i stać się najsroższym z prześladowców chrześcijańskiej religii, lecz cóż on uczynił, przez co miałby być uważany za najsroższego prześladowcę? Oto wydał postanowienie, zabraniające chrześcijanom uczęszczania do szkół publicznych i poświęcania się nauce. A groźna to była broń w jego ręku, bo najmężniejsi obrońcy chrześcijaństwa ze drżeniem patrzyli na jego skuteczność i uznawali je za najokrutniejsze prześladowanie. I dziwna rzecz ten sąd apologetów chrześcijaństwa zdaje się wyraźnie sprzeciwiać przytoczonym wyżej słowom Pisma Św. i tym zdaniom, które wygłosiła pobożność wielu wieków. A jednak nie tylko Apologeci, obrońcy Kościoła, ale cały [k. 21] kościół katolicki w ciągu istnienia swego działa na pozór niezgodnie z przytoczonymi zasadami, jeżeli posiada je, pisane ręką zakonników lub kleryków. Zakony– ocalają manuskrypty utworów greckich i łacińskich klasyków. „A był to szczęśliwy dzień, mówi jeden z wrogów kościoła, kiedy zakonnik, zaniechawszy plecenia mat, zabrał się do przepisywania manuskryptów, szczęśliwy ten dzień, kiedy zaczął układać wzniosłe hymny i melodie muzyczne, które zawsze żyć będą” (Draper, Dzieje rozwoju umysłowego Europy, t. I, str. 373-374). Z tego „Dies irae” brzmi wspaniale poezja nawet w mniszej łacinie. Groźna kara ekskomuniki strzegła całości tych manuskryptów. I nie ma nauki, która by duchowieństwu czegoś nie była winna. Jeden z kanoników kościoła polskiego – odkrywa system świata. Dominikanie i Franciszkanie pierwsi zaczynają składać hołd pracom Arystotelesa. W XVII w. Oratorianie wydali najsłynniejszych badaczów na polu filologii. Ale po cóż nam powoływać się na liczne zakony, kiedy ten mąż, który podał nam do ręki exercitia spiritualia i w czasie rekolekcji obecnych był naszym mistrzem, zakonowi swemu, jako broń jedną z najpotężniejszych podał wszechstronną naukę – i znany niezliczony orszak wielkich uczonych, którzy w łonie Towarzystwa Jezusowego powstali. Zresztą spojrzyjmy na Rzym. „Europa nie posiada jeszcze stolic, mówi Gaume w dziełku (I.pru O trojakim Rzymie) Europa nie posiada stolic, a On już dzierży berło umysłowości i oświaty [k. 22]. Noc barbarzyństwa zaległa Antiochię, Ateny, Aleksandrię, wielkie grody wschodu, tymczasem Rzym silną dłonią wznosi ponad ziemią nauk świecznik zapalony u ołtarza wiary. Jego biblioteki są archiwami, a doktorowie, wyroczniami świata cywilizowanego; jego papieże są królami mądrości i wymowy. Podczas wieków średnich w Hiszpanii, we Francji, w Anglii, w Niemczech, sieje On uniwersytety, jak Bóg rozsiał gwiazdy na firmamencie, sąd jego ożywia te wielkie ciała i każe się przyczyniać do prawidłowego postępu oświaty” (Basil M.). Patrzmy zresztą jak się zachowywali względem nauk świeckich najpotężniejsi przedstawiciele nauki kościoła katolickiego – Ojcowie święci. Przypomnijcie sobie, jak to czytając dzieła (wiem, że niejeden z was, bracia, czytał) dzieła Hieronima, Jana Chryzostoma, Augustyna, Leona, podziwiał liczne cytaty z klasyków, częste odwoływanie się do nauk świeckich, jakby te rzeczy stanowiły przedmiot ich zajęć codziennych. Wy to pojmujecie, że ci mężowie posiadali już znajomość nauk świeckich, zanim wstąpili do stanu duchownego, ale posłuchajcie co oni sami sądzą o tych naukach. „Nie należy przyganiać uczoności, mówi św. Grzegorz z Nazjanzu, dlatego jedynie, że inni jej przyganiają; przeciwnie, ludzi takich uważać wypada za ograniczonych i ciemnych, którzy by chcieli, żeby wszyscy byli do nich podobni”( De doctrine Chr., L.II. c 10) [k. 23]. Św. zaś Hieronim ze zwykłą sobie surowością odpiera ten zarzut, że nauki świeckie rozpraszają ducha. „Są tacy, którzy ciemnotę biorą za świętobliwość i przechwalają się tylko z tego, że są uczniami biednych rybaków”. (Adversus Jovinianum, Przeciw Jowinianowi, L. II). Ale zdaje mi się, że najwymowniejszym pod tym względem jest św. Bernard. Ten gorący miłośnik Boży i iście natchniony tłumacz mistycznego zjednoczenia człowieka z Bogiem, ten Święty, który by jednej minuty medytacji nie oddał za wszystkie umiejętności, oto co mówi o naukach świeckich: „może się wam zdawać będzie, iż nader mało cenię nauki, iż prawie przyganiam uczonym i zakazuję oddawania się literaturze; o! bynajmniej i wiem dobrze, jak mędrcy służyli i dziś jeszcze służą kościołowi, już to pokonując jego nieprzyjaciół, już oświecając ludzi nieświadomych; czytałem także i żeś ty odrzucił umiejętność, odrzucę cię” (Sermones 36 Cantica canticorum). Jeżeli chcemy wiedzieć jaki pożytek nauk świeckich, słuchajmy Św. Augustyna: „prawdę – mówi on – wszędzie, gdziekolwiek ją tylko znaleźć można, uważać należy jako własność Kościoła Chrystusowego…” mamy więc prawo je zbierać, jak rozproszone perły, jak ziarna złota, jak iskry światła Bożego. Przy tym nauki te z natury swej prowadzą do Boga, więc powstają w bezpośrednim związku z naukami teologicznymi, i można udowodnić, jak każda z nauk świeckich pomocną jest do gruntownego zrozumienia nauk teologicznych [k. 24]. Pod tym względem w historii kościoła spotykamy fakt godny zanotowania. Honoriusz III papież degradował pewnego Biskupa za nieznajomość gramatyki i innych nauk w ogóle: „quia tamen confessus est coram nobis – są słowa Dekretu -se nunquam de grammatica didicisse, nec etiam legisse Donatum, et per evidentiam facti usque adeo de illiteratura et insufficientia sua constat, quod contra Deum esset et canonicas sanctiones, tantum in episcopo tolerare defectum, … ipsum a pontificalis officii duximus amovendum” (Lib. I Decret lit XIV c. XV). Te słowa zapisane są w Dekretaliach Grzegorza IX, i stanowią prawo Kościoła, wyrażone w ogólnej zasadzie: „Defectus scientiae deiicit iam promotum”. (Brak nauki jest przyczyną do usunięcia z godności tego, kto już jest wyświęcony, już wyświęconego). Jakżeż więc pogodzić to prawo kościoła i ogólną praktykę z tymi zdaniami, które przeciwko naukom świeckim znaleźliśmy i w Piśmie Św. i w księgach poważnych ascetów? Ale któż z was, bracia drodzy nie pojmuje, że słowom Pisma Św. przypisywać znaczenie wrogie zdobywaniu nauk ludzkich, byłoby co najmniej niedorzecznością. Zapewne, jeżeli Bóg nie potrzebuje naszej nauki, tym mniej jeszcze potrzebować naszej ciemnoty. A priori – więc można być pewnym, że owe teksty nie są wrogie kształceniu się w naukach świeckich. Przeciwnie,- okazują nam wielką pomoc, bo jasno i trafnie regulują, pracę naukową. Mianowicie i Pismo Św. i mistrzowie życia duchownego [k. 25] rozróżniają w nauce trzy działy: to, co jest konieczne do pełnienia obowiązków stanu; to, co jest pożytecznym, i co jest tylko przyjemnym. Obowiązani więc jesteśmy uczyć się przede wszystkim tego co do pełnienia naszych obowiązków jest konieczne. Jeżeliby więc alumn lub kapłan dnie nawet i noce ślęczał nad książkami i uczył się tego, co może być pożytecznym lub miłym, a pomijał rzeczy konieczne, nic, a nic właściwie nie czyni bo nie czyni tego, co czynić powinien. Alumn lub kapłan który by nie był obowiązany z jakiegoś tytułu uczyć się specjalnie nauk przyrodniczych, filologicznych, historycznych itd., nad tymi jednak naukami głównie pracował, nic nie czyni, gdy zaniedbuje prace obowiązkowe. I owszem, on na niebezpieczną wchodzi drogę, bo – że użyję tu słów pewnego przyrodnika – „papier zapisany symfonią Bethowena, ma znaczenie tylko dla znawcy. Każda nuta ma dla niego swoje znaczenie, i gdy znaki te przemienia w tony, powstaje stąd cały świat harmonii. Tak samo ma się rzecz z naturą. Pojedyncze zjawiska podobnie jak pojedyncze nuty, mają wtenczas znaczenie, kiedy możemy je połączyć i uchwycić ich związek. Wówczas łączą się one w wielką całość i w duszy też naszej powstaje świat harmonii, która podobnie jak harmonia tonów – podnosi nas ponad świat zmysłowy i poczuciem Bożego porządku światów”. (Oswald Heer, Die Urwelt der Schweitz, s. 604) [k. 26]
A przeciwnie, „Umysł ludzki, jak mówi Bakon, gdy bada przyczyny pośrednie w ich rozproszeniu, może niekiedy na nich poprzestać i tym sposobem ulgnąć w ateizmie”, a smutne doświadczenie niektórych nawet kapłanów stwierdziło słuszność tej przestrogi. Naukę więc tylko pożyteczną albo tylko miłą, możemy zdobywać w miarę zdolności – i odpowiednio do tych zdolności – większy lub mniejszy zakres. Tak rozumieć należy §28 naszej reguły, która zdaje się powściągać zapał do pracy, gdy nakazuje studiować wyłącznie przedmioty dla nas konieczne. Zobaczmy wszakże jaka nauka jest dla nas konieczna? Zdaje się, że niewłaściwą byłoby rzeczą obszernie tłumaczyć młodzieży ten punkt, młodzieży, która całą swą przyszłość składa u stóp ołtarza, i przekraczając dziś progi seminaryjne wymownie świadczy, że pragnie umieć „jeno Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego”. Tak, wszystko, co prowadzi do poznania Jezusa stanowi bezwarunkowy przedmiot naszej pracy naukowej. A więc, na pierwszym miejscu pod tym względem stać będzie księga, którą Św. Hieronim nazywa – „Liber Sacerdotalis”, w której Chrystus niejako żyje na każdej karcie. Tu kapłan znajdzie dla siebie skarby nauki – „Jak cienie nocy nie mogą zasłonić światłości gwiazd, podobnież przewrotność światowa bezsilną jest wobec tych serc, które znajdują oświecenie w iskrzącym firmamencie Pisma Św. w światłości nigdy nie słabnącej.” (C. Si. Hellas, d. cit. 38 n) [k. 27] Tu kapłan zapala swoją wymowę tą potęgą, która za przykładem Chrystusa nie zadrży wobec królów, gdy za Dawidem codziennie powtarza: „loquar de testimoniis tuis in conspectu regum et non confundar”. (Ps 119(118), 46) – podobnież można wskazywać konieczność wszystkich teologicznych nauk, bo każda z nich albo za przedmiot ma Chrystusa, albo bezpośrednio do Niego prowadzi. Lecz muszę już zakończyć i tak dość długą przemowę. Nie wątpię, że wy bracia drodzy oprócz studiów naukowych znacie inną niezbędną dla nas drogę zdobywania nauki. „Ego Dominus Deus tuus docens te utilia”(Iz 48,17) – powiedział Pan przez usta Izajasza. Modlitwy potrzeba. Nauka, której udziela nam Pan, na prośby nasze, jest jednocześnie mądrością prawdziwą. „A jeśli który z was potrzebuje mądrości – niech prosi od Boga, który obficie wszystkim daje, a będzie mu dana” (Jk 1, 5). Tą drogą uzupełniona została nauka Apostołów, i dla nas ten środek zdobycia nauki bezwarunkowo jest potrzebny.
Na zakończenie tej konferencji jedna jeszcze uwaga. W Regule Seminaryjnej, w regule, którą śp. Ks. Biskup Nowodworski napisał w ostatnim roku życia swojego, w regule, która się stała dla nas wyrazem ostatniej woli naszego najdroższego Ojca, wy [k. 28] odczuwać będziecie, ufamy, tętno Jego serca i za uchybienie Jego pamięci poczytywać będziecie niepamięć na wypowiedziane tam przez Niego napomnienia. Ufamy, że obowiązki, które przez tę regułę, co do nauki na was włożył, stosować będziecie w życiu z tą żarliwością, która zawsze usprawiedliwiać będzie wielką dla was miłość zmarłego Pasterza. On z poza grobu śle do was tę prośbę, wypowiedzianą już w Regule: „Wszystkie chwile wolne od modlitwy i ćwiczeń duchownych alumn obraca na naukę, z wyjątkiem przerw nieodzownego odpoczynku umysłu”. Ufamy, że prośby śp. Biskupa naszego w ścisłym pełnieniu tej reguły, dopóki jesteście jeszcze alumnami, że w naśladowaniu Jego pracy na polu naukowym, gdy już ten zakład opuścicie, żyć On będzie wśród nas, żyć nie przestanie nigdy dla Chwały Bożej i dla naszego zbawienia. Amen.
Identyfikacja podpisu własnoręcznego osoby uwierzytelniającej dokument:
Za zgodność z oryginałem:
Maria Dębowska
Profesor KUL