Do grona wybitnych biskupów II Rzeczypospolitej Polski należał Adolf Piotr Szelążek, ordynariusz diecezji łuckiej na Wołyniu. 30 lipca 2022 r. obchodzimy 157. rocznicę Jego urodzin (1865). Warto w tym dniu przywołać świetlaną postać, oddając głos charyzmatycznemu prorokowi naszych czasów, który w swojej książce: „Nauki apologetyczne zastosowane do potrzeb i wymagań inteligencji” maluje obraz współczesnego świata. Warto nadmienić, iż „Nauki Apologetyczne” zwróciły uwagę duchowieństwa i polskiego społeczeństwa na autora, który pisząc niniejszą pozycję liczył wówczas 36 lat życia.
Wydając w Warszawie w roku 1901 książkę: „Nauki Apologetyczne” ksiądz Adolf Piotr Szelążek pragnął, aby jego konferencje oparte na gruntownej wiedzy teologicznej, filozoficznej i na doskonałej znajomości literatury polskiej i zagranicznej miały szeroki zasięg oddziaływania na umysły Polaków. Książka rozpoczyna się rozdziałem zatytułowanym: „Którędy droga?”, który zawiera wszystkie blaski i cienie całej książki.
Ksiądz Szelążek pisał: „Malując epokę dzisiejszą pewien współczesny pisarz trafnie zastosował fakt historyczny, że filozof grecki Heraklit, zawsze płakał, gdy myślał lub mówił o ludziach; z tego samego powodu inny filozof Demokryt, nie mógł się powstrzymać od żywej radości i śmiechu. Tak cała ludzkość zawsze nosiła w swym łonie te dwie krańcowości. Rozwinęły się one i w naszym społeczeństwie. Najpierw więc widzimy narzekania na czasy obecne. Pesymizm, ogarniający coraz szersze warstwy społeczeństwa, jest tak widoczny, że niepodobna go zaprzeczyć. Wszak najwięksi poeci, których śmierć niedawno opłakiwano w całym kraju, zdobyli laury sławy dlatego właśnie, że dali najzupełniejszy wyraz tej boleści powszechnej. (…) Pod wpływem tych uczuć utrwala się coraz bardziej przekonanie, że społeczeństwo upada – ludzie stają się coraz gorsi i dziś można je dzielić na dwie kategorie: ludzi zupełnie złych, albo głupich, że świat jest najlepszą szkołą zepsucia, ponieważ w oczach naszych dzieją się liczne zdrożności.
Wprawdzie do tego pesymizmu przyczyniają się warunki życia, ale głównego źródła należy szukać gdzie indziej. Nie podobna zaprzeczyć, że stan umysłów zachodniej Europy nie przestaje oddziaływać na naszą kulturę, z tą tylko różnicą, że jeżeli dawniejsze prądy, odbijały się u nas późno bardzo, dziś kierunki życia umysłowego zachodnich krajów odczuwamy prawie jednocześnie, może w zmienionej cokolwiek formie i w słabym stopniu. Nie potrzebuję wskazywać jaki jest stan umysłów na Zachodzie. Jakby po burzliwym kataklizmie, który zachwiał równowagę, ludzie przerzucają się z jednej ostateczności w drugą: jeden błędny system naukowy wywołuje błędną również reakcję. Walczące niegdyś systemy filozoficzne Leibnitza, Kanta, Hegla i inne, przebrzmiały, już panował wszechwładny pozytywizm – dziś znowu jako ostatni wyraz krańcowej reakcji wznosi się ponad wszystkie teorie głęboko sięgający sceptycyzm, który rujnuje wszelkie podstawy prawdy przedmiotowej. (…) Oczywiście sceptycyzm ten nie przestaje oddziaływać na nasze społeczeństwo, szczególnie osłabia przywiązanie do religii, ponieważ zrywając z religią, nasi sceptycy nie widzą już poza nią żadnej pochodni, która by oświecała drogę życia, żadnej rękojmi prawdziwego szczęścia w przyszłości – więc są nieszczęśliwi, a sztuczną energią pracy starają się pokryć pustkę lub rozpacz, która przepełnia ich duszę.
Inną krańcowość tworzą ludzie, którzy widzą w życiu współczesnym przeważnie strony dobre. Olbrzymi postęp w dziedzinie nauki, liczne i szybko po sobie następujące wynalazki, zwiększają zasób cywilizacji i przynoszą prawdziwy zaszczyt naszemu wiekowi. Człowiek dumny jest z tego postępu. Ale czy jest szczęśliwy, kto uwierzy? Ojciec historyków Euzebiusz Cezarejski przytaczał słowa Fenicjanina Sanchuniatona który twierdził, że największe i najpierwsze wynalazki poczynili ludzie najgorsi wśród Fenicjan. Śmiesznym to się wydaje. Cóż stąd za wniosek? O, bez wątpienia nie widzimy w tym racji do potępienia dzisiejszego postępu, o tym nie ma co mówić, ale widzimy tu natomiast fakt jeden, fakt historyczny, stwierdzający prawdę starą jak świat, że rozwój w dziedzinie przemysłu i w ogóle rozwój cywilizacji, takiej jak ją niektórzy przyjmują – nie zawsze idzie w parze z moralnością, że nadmierna miłość rzeczy doczesnych odwraca uwagę od życia przyszłego. Zdobywanie już nauki dla nauki uważają dziś ludzie za coś idealnego, ale za głupiego byłby poczytane, kto by szukał nauki, postępu, przede wszystkim, albo nawet w jakikolwiek sposób dla Chwały Bożej. Interes jest tu najwyższą dźwignią.
Bo i po cóż człowiek miałby się liczyć na każdym kroku to z prawem Bożym, to z przepisami Kościoła, byłoby to przyduszeniem wszelkiej działalności, tylko swoboda zupełna doprowadzi świat do szczęścia. Znany współczesny pisarz biskup Bogaud opowiada taki fakt: „Wszedł do mnie pewien młodzieniec, który maił około 30 lat i stał na czele obszernego przedsiębiorstwa, prowadził je jak najrozumniej i najszlachetniej. Tylko od lat 16 zapomniał o Bogu, nie czcił Go poranną i wieczorną modlitwą, wzniesieniem do Niego duszy. A ponieważ smutki i rozczarowania nie zaćmiły mu dotychczas szczęśliwego życia, nie dostrzegłem w jego sercu żadnego niepokoju, zdawał się mnie nie rozumieć, gdym go pytał, czy nigdy nie czuł potrzeby Boga. Uwagę jego pochłaniały sprawy życiowe, po nich rozrywki, przez ten czas kilkunastu lat nic o religii nie twierdził, niczemu nie przeczył, bo miał co innego do roboty, niż rozmyślanie o Bogu…Wszelki poryw wyższy zgasł w nim, nie obchodziły go nawet straszne zagadnienia przyszłości pozagrobowej: żył teraźniejszością z dnia na dzień. Nikt nie zaprzeczy, że jest to portret wielu naszych współziomków. Czy oni są szczęśliwi? Bez wątpienia – są, w swym przekonaniu, jak byli niegdyś szczęśliwi faryzeusze, gdy sądzili, że dobrze sobie czynią, gdy tracą Chrystusa. A marny to pokój! Ta pewność siebie prowadzi za sobą rozczarowania lub burze w duszy, zdolnej i przeznaczonej do prawdziwego szczęścia.
Nie, te dwa prądy nie są właściwą droga do szczęścia. A jednak byłby to wielki nierozum gdybyśmy je potępiali pod każdym względem, nie sądząc, aby ktokolwiek wyprowadził ten wniosek z dotychczasowych uwag. Dosyć jest tylko przypomnieć, że Leon XIII w swym dziełku „Kościół i Cywilizacja” przyznaje wielkie zasługi cywilizacji współczesnej: i owszem, musimy to wyraźnie zaznaczyć, że Kościół stanowczo popiera prawdziwy postęp, gdyż ożywia w członkach społeczeństwa zapał do pracy i pilność w pełnieniu obowiązków. (…) Podobnie niezupełnie błądzi drugi kierunek, który widzi ciągły i coraz głębszy upadek społeczeństwa.
Jeżeli zapytamy historii – odpowie nam, że narody marnieją, gdy tylko zrywają łączność z religią. W stosunku zaś do religii oba krańcowe prądy najzupełniej się zgadzają i to stanowi słuszny powód smutku. W drodze życia nie widzimy, albo nie chcemy widzieć Chrystusa, gdy On jest „Drogą, prawdą i życiem”. On jeden może zapewnić nam szczęście pod każdym względem, kładę nacisk na wyrazy pod każdym względem, bo On jest najwyższym Dobrem. (…)
Chrystus jest najwyższą prawdą. „Ja jestem światłością świata”. Godne znaczenia są słowa Teodora Jouffroy: „Czy znasz książeczkę, którą nazywają katechizmem? Tam znajdziesz odpowiedź na wszystkie najważniejsze zagadnienia nauki, na wszystkie bez wyjątku. Zapytaj chrześcijanina, jaki jest początek świata, rodu ludzkiego – ras, -jakie jest przeznaczenie ludzi w tym życiu, i w przyszłym, – stosunek człowieka do Boga, – obowiązki względem bliźnich, – prawa względem stworzeń, – da ci odpowiedź wyborną, a nie zawaha się on ani w dziedzinie prawa naturalnego, ani w dziedzinie etyki, bo to wszystko płynie z całą jasnością jakby samo przez się z Chrystianizmu”. (…)
Chrystus więc ma kierować działalnością naszą: ma panować w nauce, ma panować w sztuce. Jedna jest tylko droga prawdziwego szczęścia, Chrystus! Niech więc żyje On w naszym życiu! Przywrócić wpływ Chrystusa na życie nasze, to powinien być cel wszystkich usiłowań naszych: ale przywrócić tego wpływy nie zdołamy, jeżeli miłości mieć nie będziemy względem Chrystusa” .
opr. s. Dawida Prusińska CST