[Ks. A. P. Szelążek], [Pomoc Ducha Świętego], („W Kościele prawdziwym”), bm., 28 maja 1911, kaz. nr 74, oryg. depozyt IABMK, rps, k. 1029-1046.
„Duch dopomaga w nieudolności naszej, albowiem o co byśmy prosić mieli, jako potrzeba nie wiemy: ale sam Duch prosi za nami wzdychaniem niewymownym”. Rz 8,16
W Kościele prawdziwym stosownie do zapewnienia Pana Jezusa przebywa Duch Święty z pełnością darów swoich. Przytoczę to ważne zdanie Leona XIII, papieża z jednego z jego listów: „Bynajmniej oczekiwać nie możemy pełniejszego objawienia się Ducha Święty, taka bowiem Jego obfitość, jaką dziś Kościół posiada, jest najwyższą i trwać będzie, dopóki kościół katolicki nie zakończy bojowania swojego, aby rozpocząć triumf wiekuisty”.
Czy jednak w naszych sercach Duch Święty mieszka? Niech odpowie oziębłość religijna, która coraz szersze obejmuje warstwy. Wy wiecie, drodzy słuchacze, jak wielką jest liczba w naszym społeczeństwie ludzi, którzy noszą miano chrześcijan, ale w życiu swoim, w zapatrywaniach, uczuciach i słowach obcy są zupełnie religii chrześcijańskiej. Ten chłód wypływa może z nieznajomości religii, dla wielu jest dowodem istnienia przeszkód, które tamują dostęp Ducha Świętego do duszy, albo ich życie jest splamione cielesnymi wykroczeniami, albo serca zapełnia złośliwość, albo wreszcie zanikła w nich dźwignia najistotniejsza łaski Bożej, zanikł duch modlitwy. I dzisiaj zamiast radości wypadałoby raczej szukać ratunku przeciwko temu zanikowi łaski Bożej w naszym społeczeństwie. Co czynić powinniśmy, aby w sercach swych utrwalić posiadanie Ducha Świętego, co powinniśmy czynić, aby ratować te dusze, które odłączyły się od Boga. [k. 2] Jeden jest tylko środek, jest nim modlitwa.
Nie mam zamiaru przedstawiać dzisiaj sposobu modlitwy, warunków jej skuteczności, wskażę tylko jej znaczenie w życiu człowieka. Niewątpliwie za mało modlimy się, dlatego że nie znamy niezmiernej wagi, jaką modlitwa posiada w życiu jednostki i w życiu społeczeństwa całego. Prośmy Ducha Przenajświętszego o pomoc za przyczyną Matki Najświętszej, mówiąc Zdrowaś Maryja.
(…)
Modlitwa jest obowiązkiem naturalnym człowieka. To znaczy: powinieneś się modlić dlatego najpierw, że jesteś człowiekiem. Jak to rozumieć, zaraz poznamy.
Jednym z najcenniejszych darów, którymi nas Stwórca wzbogacił, jest niezaprzeczenie dar mowy. Ona jest znakiem wyższego życia, objawia w nas potęgę, głębię ducha, który na wieki, jak przepaść dzieli nas od wszystkich stworzeń widzialnych. Nadmiar boleści lub wesela przez mowę przelewamy do serc współczujących i tym sposobem łagodzimy swoje bóle lub potęgujemy radości. Przez nią kształcimy swój umysł, szerzymy oświatę wśród prostaczków, wlewamy pociechy w dusze udręczone, wskazujemy drogę pokoju.
Słowem mowa jest wyrazem umysłowego życia człowieka [k. 3]. Mowa tak ściśle łączy się z życiem umysłowym, zatem służy jego celowi. Jakiż jest cel życia umysłowego? Ileż to razy słyszymy, że cała natura, wśród której żyjemy, jest wielką księgą, położoną przed oczy człowieka, aby z niej umysłem swoim poznał Boga, ukochał i cześć Mu oddawał. W tym wyrażeniu nie ma żadnej przesady. Ziemia wprawdzie przede wszystkim służy człowiekowi za mieszkanie i za warsztat do pracy, ale nadto w jej łonie kryją się takie bogactwa surowców koniecznych dla istnienia człowieka i tak jest ona płodną rodzicielką potrzebnych dla nas pokarmów, że naprawdę jest niewyczerpaną skarbnicą dla niezliczonych pokoleń ludzkich.
Wobec tego bogactwa niepodobna po prostu opędzić się z myśli, która narzuca się rozumowi, że musi być ktoś niezmiernie dobry, kto o nas tak się troszczy i tak nad obficie obsypuje rzeczami koniecznymi do życia, jak Ojciec kochający. Dla umysłu człowieka przede wszystkim dobroć Boża widnieje w całości stworzenia. Nie dość, że ten Ojciec dał, wszystko jeszcze to przygotował.
Nie ma prostaczka, najbardziej nawet ograniczonego i twardego w swoich uczuciach, który by nieraz nie zachwycał się pięknością natury, czy to w dni wiosenne, kiedy [k. 4] potoki kwiecia zalewają naszą ziemię i blaski niebios walczą o miejsce z kolorytem naszych łąk i pól z jej wstęgami rzek i ruczajów, czy to w najsroższą zimę, gdy miliardy jakby brylantów zdobią wokoło otaczające nas przedmioty.
Wszystko, co do ozdoby świątyń posiadamy, co stanowi przedmiot podziwu w zamkach książąt i panujących, jest tylko zapożyczone od tej natury, którą Bóg rzucił pod nogi człowieka. Nie ma człowieka, który by patrząc na te rzeczy stworzone nie doznawał uczucia uwielbienia względem tego źródła piękna, którego odbicie znajdujemy w przyrodzie. Ale najbardziej nas uderza we wszechświecie niesłychana mądrość, z jaką cały ten świat jest zbudowany [k. 5]. Nie każdy tę mądrość zdolny jest wyczytać. Dla nas dosyć będzie pamiętać, co uczeni powiedzieli, że „wiele nauki do Boga prowadzi, mało nauki od Boga odwodzi”.
Bo w rzeczy samej, jeżeli powierzchownie nie tylko oceniamy ten świat, może się zdawać, że wszystko się dzieje, jak się zdarzy, bez planu i głębszej myśli. Uczeni wszakże, badając przyczyny rzeczy stworzonych, znajdują wielką mądrość, która wszystkim rządzi. Wszak wszystkie nauki, którymi świat uczony się szczyci, są tylko wykryciem tego planu, który we wszechświecie panuje. Nauki rozwijają się ustawicznie, mnożą się nawet odrębne ich gałęzie, a wszystkie one w całości stanowią tylko drobne poznanie niezmiernej mądrości, która urządziła ten świat widoczny.
Cała nasza wiedza jest kroplą w oceanie prawd jeszcze niepoznanych, a z pewnością dziedzina wiedzy ludzkiej ma przed sobą jeszcze obszary poznania nieskończone. Słowem – w przyrodzie człowiek rozumny widzi ślady ręki Bożej: dobroci, piękna, mocy, mądrości w stopniu nieskończonym, bez miary. I dlatego Pismo Św. mówi [k. 6]: „Niebiosa rozpowiadają chwałę Bożą, dzień dniowi opowiada słowa, a noc nocy okazuje znajomość” Ps 18, 1-5. Nie masz narodów, które by nie pojmowały tej mowy. Dlatego też Św. Augustyn nazywa wszechświat świątynią, którą wzniósł sobie Pan Bóg. A w tej świątyni miliony głosów składają się na wspaniały hymn, który wzbija się do tronu Bożego. Dlatego w księdze Apokalipsy czytamy, że „wszelkie stworzenie, które jest na niebie i na ziemi … wszystkie słyszałem mówiące: siedzącemu na Stolicy i Barankowi Błogosławieństwo i cześć i chwała i moc na wieki” Ap 5, 13.
Wyrażenia te wszystkie są prostą przenośnią. Przyroda nierozumna, nieświadoma jest swego celu i sama przez się nie mówi o Stwórcy. Jednak „Bóg jest Duchem, a ci, którzy Go chwalą, potrzeba, aby go chwalili w Duchu i prawdzie” J 4, 24. Potrzeba istoty rozumnej, która pozna te ślady, dzieło rąk Bożych, odczyta te wyrazy. Na czele przyrody stoi człowiek rozumny, który jednoczy w sobie świat cielesny, a duszą swoją wchodzi w świat niewidzialny. On jest pośrednikiem pomiędzy całym tym obszarem stworzeń nierozumnych i Bogiem, on ma te ślady ręki Bożej w przyrodzie wyczytać – zrozumieć i jako kapłan całego stworzenia ma uznać, że jest Bóg, jest Bóg nieskończenie doskonały, któremu się cześć należy od wszystkiego stworzenia. Toteż on tę cześć Bogu oddać musi w duchu tj. rozumem swoim i w prawdzie, tj. przez poznanie Boga i Jego woli, on tę cześć wyrazić musi mową swoją rozumną skierowaną do Boga, tą mową, która gdy jest wzniesieniem [k. 7] duszy do Boga, nosi miano modlitwy. On, człowiek – ma obowiązek w imieniu swoim i całej natury modlić się, modlitwą uwielbienia, chwały i dziękczynienia Bogu. A zatem modlitwa jest naturalnym obowiązkiem człowieka.
Stąd musimy konieczny wyprowadzić wniosek: człowiek, który z Bogiem nie obcuje przez modlitwę, kto się nie modli, nie spełnia pierwszego swego obowiązku, staje się równym uschłej gałęzi, która owocu nie przynosi, uschłemu liściowi. Można go tylko z pożytkiem na ogień zamienić. A sami już rozumiecie, czym jest człowiek, który nie tylko się nie modli, ale widząc w przyrodzie odblask doskonałości Bożych, ten właśnie odblask bierze za ostateczny cel swych dążeń i w rzeczach doczesnych szuka szczęścia swojego. Ziemia i jej bogactwa, gdy ich człowiek nie zwraca na chwałę Bożą, mści się na tym bałwochwalcy. Zamiast prowadzić go do Boga, to przyroda zwodzi go i pogrąża w coraz głębsze otchłanie upadku. Zamiast być jakby lustrem, odbijającym obraz nieba, staje się nierozwiązaną zagadką, zamiast go nasycić, pożera go płomieniem namiętności, który paczy [k. 8] umysł, sprowadzając na manowce, w istny labirynt. Chcesz być człowiekiem zupełnym, tak jak cię Pan Bóg stworzył – módl się.
II α (Prawo wolności)
Modlitwa ludzka jednak nie jest dla świata, ani też nie jest niezbędna Bogu, ona jest wprost konieczną samemu człowiekowi. Bez modlitwy nie osiągnie on celu ostatecznego. Wystarczyłoby powtórzyć słowa: „Kto się nie modli ma wypisany na czole wyrok potępienia wiekuistego. Kto się modli, ma tę pewność, że jest przeznaczony do chwały wiekuistej”. A także słowa św. Alfonsa Liguoriego: „O tyle jesteś świętym, o ile się modlisz. Wiele i dobrze się modlisz, będziesz wielkim świętym”.
Wystarczą te zdania, parę tylko dorzucę wyjaśnień. Innymi słowy modlitwa jest warunkiem moralnej doskonałości człowieka. Któż nie wie, że doskonałość chrześcijańska, będąca warunkiem osiągnięcia naszych celów ostatecznych, nie może być osiągniętą bez pracy. Tę pracę nazywamy życiem duchownym. Nazwa jest bardzo trafną. Nie rozumiemy bowiem przez te wyrazy ani pobożnych nastrojów, ani bezowocnych uczuć, ani zimnych przekonań, to znaczy nie mamy tu na myśli pracy duchowej, czyli umysłowej, ale pracę nad moralnym urobieniem duszy.
Praca umysłowa, wiemy to dobrze, jest także życiem i bardzo wzniosłym życiem, a w każdym razie jest to życie pod pewnym względem niższe, aniżeli życie duchowne [k. 9]. Bo najstaranniejsze wykształcenie umysłowe może stać bardzo dobrze obok twardości serca, najbardziej rozwinięty umysłowo człowiek może być wyrafinowanym zbrodniarzem. Może człowiek posiadać niesłychaną giętkość umysłu do rozwiązywania bardzo zawiłych zagadnień umysłowych, może sięgać umysłem wszystkiego, co jest dostępne dlań na niebie i na ziemi, a jednak może nie mieć nawet pojęcia o tym, że trzeba pracować nad własną duszą.
A ta praca nad własnym udoskonaleniem jest najwyższym stopniem wewnętrznej działalności. Jak złoto i stal nie nabierają blasku bez młota i ognia, podobnież duch nasz czystym i szlachetnym stać się nie może bez długiej i usilnej wewnętrznej pracy. I znowu ta praca (życia duchowego) jest nieodłączną od modlitwy, jeżeli nie mam powiedzieć, że ona jest modlitwą, dobrze zrozumianą.
β) Życie wewnętrzne i modlitwa
Życie duchowe, które nie jest jednocześnie życiem modlitwy – nie istnieje, to jest niemożliwość. Życie duchowne i życie modlitwy jest jedno i to samo, bo dobra modlitwa jest w rzeczy samej usilną pracą. Stąd mistrzowie życia [k. 10] duchownego ściśle łączą pracę i modlitwę. Wszelki akt cnoty ostatecznie spoczywa na modlitwie jak na kamieniu węgielnym, wszelka modlitwa – powinna być zawsze zasiewem, wsparciem, uzupełnieniem cnoty.
Modlitwa własna jest potrzebną, ponieważ modlitwa jest dopiero początkiem, ona właśnie jest pracą wewnętrzną. Nie wystarcza moment jeden lub drugi modlitwy, ona dopiero otwiera twardą walkę cnoty, jest to pierwsze puszczenie w ruch broni na ciężkim placu bojowania duchownego. Dopiero po rozpoczęciu modlitwy i z nią wszystkie władze duszy rozwijają całą swą żywotność. Tu dopiero zaczyna wyrywać się umysł z tego zgiełku spraw ziemskich, z ciemnych gąszczy świata materialnego, aby się wznieść do świetlnych przestworów ducha, aby śledzić i przenikać myśl Bożą. Dopiero wówczas, przy tym zbliżeniu się do oblicza Bożego wola człowieka, szarpie na sobie krępujące ją więzy cielesności, świecczyzny, niskich upodobań, kuszących przywiązań, w tej pracy woli tkwi jeden z najważniejszych dla człowieka momentów modlitwy [k. 11]: walka z własną słabością, ze swoją niewolą, ze swym poniżeniem.
Gdy człowiek spostrzega, że mu sił braknie, ze swej duszy, tak walczącej o własne życie posyła do Boga gorące wzywanie o pomoc, te prośby, których wówczas nie umiemy ująć w formę, serdeczne i potężne, którymi za nas sam Duch Św. przemawia, gdy według słów Pisma sam Duch Św. „prosi za nami wzdychaniem niewymownym”. W owej chwili ucicha burza namiętności, modlitwa staje się chwilą wytchnienia, dusza nabiera czystości, staje się przejrzystą jak wody źródlane w dzień spokoju, gdy słońce blaskami swoimi przenika ich wewnętrzne podłoże.
γ) Mowa samego z sobą
Wprawdzie za jednym z filozofów (Kant) powtarzają ludzie, ze modlitwa jest rozmową z samym sobą, ale tak mówią ci, którzy jej nigdy nie zaznali. Jest ci ona rozmową z sobą samym, ale nie sam na sam, lecz w obecności Bożej. Gdy w chwili wzniesienia swej duszy do Boga człowiek nieledwie twarzą w twarz zbliża się do źródła nieskończonej doskonałości, wówczas w całej pełni poznaje siebie samego. W tym świetle, które od Boga płynie, spostrzega swoje upadki i te słabości, które dawniej kryły się gdzieś w niedościgłych tajnikach duszy, a im bliżej poznaje [k. 12] olbrzymią różnicę, która go dzieli od Boga, tym bardziej zapala się pragnieniem własnego udoskonalenia, hartuje wolę, bierze w rękę dzielne postanowienia, aby z nimi spotkać nowe okoliczności życia i przejść przez ogień doświadczeń bez ujmy sumienia, bez plamy na duszy.
Pomieszanie pewne modlitwy w ogóle z modlitwą myślną = medytacją. Nie każda modlitwa dobra jest, gdy jest medytacją.
Jeżeli można nie godzić się z tym zdaniem, że mowa człowieka, jego styl, jest wyrazem jego charakteru, wszakże prawidło dane nie zna wyjątków, gdy mówimy o modlitwie. Jest próbny kamień ducha i życia jednostki. Jakie życie, taka modlitwa i nawzajem, jaka twoja modlitwa, taką jest twoja religia i moralność.
III. δ. Życie nadnaturalne
Modlitwa dowodem posiadania łaski Bożej
Dla chrześcijanina jednak nie wystarcza posiadanie doskonałości naturalnej. Do życia nadnaturalnego przeznaczeni, musimy w życiu swym składać dowody posiadania cnót nadnaturalnych, wiary, nadziei i miłości Bożej. To są nieomylne znaki, że Duch Święty w duszach naszych mieszka. Duch Święty prosi za nami wzdychaniem niewymownym. Jeżeli ten Duch [k. 13], który życie daje w istocie, do serc naszych zstąpił, nie pozostawia on nas martwymi członkami Kościoła, ale przez nas objawia życie Boże w słowach i w czynach. W czynach cnót Boskich, w słowach nieustannej modlitwy. Jeżeli modlitwę łączy człowiek tylko z jakimiś chwilami swego życia, jeżeli usta do modlitwy otwiera wówczas tylko, gdy go bieda przyciska, lub wyrzut sumienia, jeżeli nie rozumie, że wszystkie myśli, słowa i czyny ma zamieniać na zasługę życia wiekuistego, szczere złoto aktów, zasługujących na życie wieczne, że dlatego on zawsze potrzebuje łaski Bożej, o którą modlić się powinien, ten nie poznał jeszcze do głębi istoty religii chrześcijańskiej. Nie na próżno i bez żadnej przesady Chrystus nam rozkazał: „trzeba się zawsze modlić i nie ustawać” Łk 21, 36. Nie na próżno Duch Święty w wielu miejscach Pisma Św. ponawia ten rozkaz: „Módlcie się bez ustanku” 1 Tes 5, 17. Nie sądźcie, że to przesada. „Prawdziwi synowie Boga, mają Go zawsze przed swymi oczyma” Ef 6,18. Nie tylko w świątyniach Bogu poświęconych, ale na polu i w lesie, na rynku i w ciasnej izbie, zawsze do Niego mają swój wzrok skierowany, aby ich kroki strzegł od zasadzki. Wszędzie widzą Jego najpierw i na ostatku [k. 14].
Dlatego nie przykładają ręki do pracy, zanim nie wezwą Jego pomocy i pracy nie opuszczają bez polecenia jej rezultatów Bożej opiece. I jeżeli mają ocenić rzecz jakąś, to pierwsze stawiają pytanie: Czy tej sprawie Bóg błogosławi, czy ta sprawa do Boga prowadzi. Każda okoliczność, cierpienie, czy radość, trud czy odpoczynek, staje się środkiem zbliżenia do Boga. To nie znaczy więc, że ten człowiek ustawicznie w kościele przebywa, ale on bez przerwy, przy najcięższej pracy i podczas odpoczynku jest z Bogiem. Słowem, nazywa się chrześcijaninem w pełnym znaczeniu ten, kto na modlitwę zamienia wszystko co mówi, myśli i czyni.
IV. Modlitwa doskonała = czyn z wiary
Nie mogę pominąć milczeniem wymówki, którą ludzie stawiają przeciwko modlitwie. Nie mam czasu na modlitwę, modlitwa nie nakarmi, nie odzieje, chleba mi nie da, ja muszę pracować, niech się tam kobiety modlą. [k. 15]
O! Podobny sąd jest najwyższym dowodem nieznajomości znaczenia modlitwy. Przeciwną zasadę postawić trzeba. Kto chce pożytecznie pracować, modlić się dobrze powinien. Na dowód prawdy przytoczyć można te słowa Pisma: „Pobożność do wszystkiego jest pożyteczna, ma bowiem obietnicę żywota teraźniejszego i przyszłego”. Dlaczego tak jest. Patrz z czym się modlitwa łączyć powinna, a zrozumiesz jej użyteczność nawet dla pracy o kawałek chleba.
To tylko zasługuje na miano modlitwy, w czym znajdziesz urzeczywistnione następujące okoliczności: gdy modlitwa twoja a) wywołuje żywą działalność wszystkich władz twej duszy, b) gdy całego człowieka w świetle doskonałości Bożej odnowić usiłuje, a zatem pokrzepia. Łatwo osądzić, kto się dobrze modli, komu zaś chrześcijańska modlitwa obcą jest choć odmawia formuły modlitwy. Kto przez modlitwę nie staje się zdolniejszym do pracy, kto nie zdobywa przez nią zapału do ofiarności, ten się dobrze nie modli. Gdy idzie o miłość Bożą tam nie słowa znaczą, ale czyny.
Czyn cnotliwy więcej wart, niż tysiące cudów. Kto przez modlitwę sumienniejszym się staje w pełnieniu swych obowiązków, ten na dobrej jest drodze. Przeciwnie, gdzie jest lenistwo, tam nie ma mowy o modlitwie [k. 16]. Ludzie modlitwy nie potrzebują powtarzać, co już nieraz słyszeliście, że po największej części nie kto inny, ale ludzie modlitwy, zamieniali najdziksze puszcze na kwitnące pola, nieprzebyte kraje przecięli drogami, ludzie modlitwy uratowali starożytną cywilizację od zniszczenia pod naciskiem hord barbarzyńskich, ludzie modlitwy wznosili w wiekach średnich te wspaniałe pomniki budownictwa, kształcili sztuki twórcy nauk współczesnych, byli wszyscy bez wyjątku nie tylko ludźmi wierzącymi, ale ludźmi miłującymi modlitwę.
Któż zresztą daje tym duszom wybranym, na które ustawicznie patrzymy, tym siostrom nie z imienia, ale z cnót chrześcijańskich, tego ducha wyrzeczenia się wszelkiej uciechy światowej, wszelkiego uznania u ludzi, wszelkich nadziei na ziemskie nagrody, jeżeli nie błogosławieństwo modlitwy, spowiedzi, mszy św., komunii i ciągłego obcowania z Bogiem przez rozmyślanie. Usuńcie z ich życia te rzeczy, a pozbawiliście je tajemnicy ich rzeczywistej siły i znaczenia w ich życiu zewnętrznym. Dla tych istot praca stanie się tak ciężką, jak dla innych, ofiarą niepojętą, ślub cierpliwości tam zniknąć musi.
Naprawdę, gdyby świat dokładniej pojmował, co ku pożytkowi jego służy, największą opieką otoczyłby to, co jest dziś przedmiotem lekceważenia [k. 17]. Bez upodobania do pracy, bez wytrwania w pracy, bez błogosławieństwa Bożego w pracy – nie ma pożytku z tej pracy. Te zaś trzy rzeczy to owoce modlitwy. Bóg zawsze działa i kto Ducha Bożego posiada, ten pracę kocha, ten rozumie, że praca według woli Bożej do szczęścia wiekuistego prowadzi, czyni go podobnym do Boga.
Stąd łatwo zrozumieć jak mężowie święci umieli pogodzić z ustawiczną modlitwą tę niezmierną pracę, która nas dzisiaj podziwem przejmuje. Jedni z nich wywarli wpływ niezatarty na życie społeczeństw chrześcijańskich. Inni pozostawili dzieła, które i ogromem swoim i głębią przewyższa wszystko, co moglibyśmy napisać w ciągu życia swojego.
Gdy oglądam dzieła św. Tomasza, zawsze mimo woli zapytuję, kiedy on to napisał, przy wielu obowiązkach życia zakonnego. Skąd zresztą płynęła ta wielostronność ich pracy. Ale na to pytanie bez trudu znajduję odpowiedź. W ich duszy był niewyczerpany zdrój wszechstronnej i użytecznej działalności, Duch Święty w ich duszach mieszkał. We wszystkim Boga szukali i do Niego skierowywali swe usiłowania. Stąd nie gubili się w tym odmęcie zajęć, stąd ich serce rozszerzało się coraz bardziej na niezmierne obszary użyteczności społecznej, stąd nigdy nie znali oni wyczerpania ani osłabienia. To cała ich tajemnica [k. 18].
Jeżeli zdołamy od nich nauczyć się tego, aby widzieć swoje zadania życiowe nie w rozpraszaniu się na zewnątrz, ale w wewnętrznym skupieniu, w czystości duszy, w zjednoczeniu z Bogiem, nie w sprzedaży całej swojej istoty, jak niewolnicy pracy zewnętrznej, ale w dążeniu do tego, co jest jedynie konieczne, wówczas, użyje nas Bóg jak tych mężów świętych dla dobra ogółu, postawi nas na tym stanowisku na którym istotnie użyteczni będziemy, bo widzieć będzie, że nie własnej szukamy wygody, ale wolę Jego chcemy wypełniać.
Pomijam znaczenie modlitwy dla całego społeczeństwa, znaczenie w naszym kryzysie umysłu, wystarczy pamiętać, że modlitwa jest obowiązkiem naturalnym człowieka, ona jest warunkiem osiągnięcia celu człowieka, ona jest warunkiem użyteczności człowieka w życiu doczesnym.
Oby Duch Święty raczył w naszym, społeczeństwie ożywić ducha modlitwy, przez którą i doczesne nasze ciężary znikną jak śniegi pod ożywczym tchnieniem wiosny i wyjdziemy szczerze na drogę wiodącą do chwały wiekuistej. Amen.
Przyjmij Duchu Przenajświętszy tę pracę nieudolną w niedoskonałości poczętą, w duchu dobrej woli przeprowadzoną, dla większej chwały Twojej.
Amen
Dnia 28/V.1911