Ks. A. P. Szelążek, [Jezus znakiem sprzeciwu], („Jezus przychodzi szukać”), opracowane na podst. J. B. Bossueta, Płock, 28 grudnia 1888, Niedziela po Bożym Narodzeniu, kaz. nr 16, oryg. depozyt IABMK, rps, k. 147- 160.
„Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu”.
Łk 2,34
Jezus przychodzi szukać i zbawiać, co było zginęło, a przecież prawda, że za Jego przyjściem wielu powstanie i wielu upadnie na wieki. Straszne te przepowiednie, kogo nie nabawią trwogi i tam jest niezawodnie znacznej liczby potępienie, gdzie wszystkich być powinno zbawienie? Nie upadajmy przecież na duchu, bo Bóg i Ten, który nas stworzył bez nas, zbawić nas bez nas nie może. Straszna to przepowiednia, której niezłomność trwalsza nad ziemię i niebo, sprawdza się w oczach naszych codziennie.
Patrzmy na niewiernych, a znajdziemy w nich zgorszenie i wzgardę dla Chrystusowej nauki i Boskiego Mistrza. Patrzmy na resztki Ludu Izraelskiego, a ich odrębność i zda się nieugięta w zasadach ich wiary wytrwałość, świadczy o prawdziwości słów Chrystusowych! Patrzmy na liczny katolicki Kościół, a zdołamy się dopatrzyć cech [k. 2] niezgłębionej mądrości jego Założyciela.
Głos kaznodziejów bez przerwy rzuca promienie nauki krzyża przed oczy bezbożnym, a odgłos jej miesza złudna spokojność – truje rozkosze zmysłowe, poskramia namiętności – światło głoszonej wiernym nauki gruntuje ich w prawdziwym pokoju, utwierdza w wierze, wznosi nadzieję i rozpala ognie gorącej miłości, a tak do dnia dzisiejszego Chrystus położony jest na upadek i na powstanie wielu w licznej rodzinie nowego Izraela.
Chrześcijanie! Gdzież zaczerpnąć tę pewność, że dla nas nauka i życie Chrystusa Pana służy tylko na zabezpieczenie zbawienia? Czyż tylko samo wyznanie wiary Chrystusowej ma nam zapewnić zbawienie? Czyż wśród nas nie ma nikogo, kto by bolesną musiał tę prawdę wyznać, że widzi w sobie dotychczas znaki zatracenia.
Niechże przynajmniej te kilka chwil głębszej rozwagi rozświecą te ciemne drogi, po których ubiega nam życie – jeżeli idziemy drogą, na której widnieje piętno upadku i zatracenia, jeszcze czas mamy zatrzymać się, wrócić i odnaleźć ciasną [k. 3], ale bezpieczną drogę zbawienia, wytrwale po niej do szczęśliwego zdążać kresu. W tym celu poznajmy, dla kogo Chrystus i jego religia położony jest na upadek i znowu dla kogo na powstanie.
Panie, wszak sam wyrzekłeś, iż nie chcesz śmierci grzesznika, ale żeby się nawrócił z drogi złej i żył, daj nam poznać drogę zbawienia, prowadź nas nią i nie opuszczaj, bo pragnąc tego gorąco prosimy Cię o pomoc za przyczyną Najmilszej Ci i Przeczystej Matki Twojej, którą pozdrawiamy słowami: Zdrowaś Maryjo!
I
Wszystkie czyny i słowa Zbawiciela świata złośliwie były tłumaczone. Pan Jezus uzdrawiał paralityków, niewidomych od urodzenia, usuwał wszelkie nieuleczalne choroby, ale że dzień sobotni obrał dla okazywania tych cudów, bezmierna więc złość Żydów, zarzuciła Mu, iż łamie prawo Boże. Wyrzuca z opętanych szatana, ale Mu zarzucają, iż czyni to w imię Belzebuba, księcia szatanów. Nazywają Go szaleńcem, zwodzicielem, bezbożnym. Nigdy Skrybowie i Faryzeusze nie [k. 4] zbliżali się do Niego w innym celu tylko żeby nową wyrządzić Mu jakąś zniewagę lub w słowie podchwycić, aż wreszcie zawieszają Go na krzyżu i oto Zbawca Izraela i świata całego wydany jest na pośmiewisko motłochu, szyderstwo pogan i na upadek wielu w Izraelu…
Narody pogańskie, ten lud, o którym Pismo święte mówi, iż przed przyjściem Chrystusa Pana siedział w cieniach śmierci, sprzeciwił się nauce, która mu niosła życie, przez srogość tych prześladowań, jakie zadawano Jego wyznawcom. Uważano prawdy religii chrześcijańskiej i Ewangelię całą za szaleństwo największe, jakiemu równe jeszcze na ziemi nie powstało.
Ale cóż mówić o poganach, kiedy w łonie wyznawców religii Chrystusowej często sprzeciwiano się Jego nauce. Wszystkie podstawy naszego zbawienia były zwalczane przez ludzi, którzy wyznawali religię chrześcijańską. Bluźnierczy Ariusz uderzał na bóstwo Jezusa Chrystusa, niedorzeczność Marcjana podniosła wątpliwość o jego człowieczeństwo. Eutyches mieszał natury Boga – człowieka. Nestoriusz je dzielił.
Słowem na osobę Jezusa Chrystusa tyle wymierzono [k. 5] pocisków, iż piekło wyczerpało już obfitość swych wynalazków, bo niemożliwe jest wystawić sobie jakiś błąd, który by nie raz był broniony, a przez liczne sekty heretyków w ciągu dziewiętnastowiekowej historii Kościoła katolickiego. Ileż to herezji, a wszystkie w tę niewzruszoną uderzały skałę, znajdując w niej własne swe rozbicie, bo Chrystus położony jest na ich upadek. Liczne sekty szerząc rozdwojenie jedności chrześcijańskiej, upadły wobec tego, który na świat przyniósł pokój i miłość bratnią.
Ale idźmy dalej – że Żydzi, że poganie, że heretycy wypierają się imienia Chrystusowego i w Chrystusie Panu znajdują powód swego zgorszenia, nie jest to tak jeszcze bolesnym, bo łatwiej znosimy obelgi od swych nieprzyjaciół, ale że katolicy, dzieci świętego Kościoła, prawdziwi wyznawcy jego nauki żyją w ten sposób, iż poznać najwidoczniej można wzgardę dla nauki i samegoż Jezusa Chrystusa, a to rzecz bardziej godna opłakania niż to wyrazić można.
Kiedy pokora, nieskażoność, wzgarda ziemskich zaszczytów, słowem kiedy niewinność jest już w pogardzie, chrześcijanie czyż ośmielimy się sadzić, że Chrystus nie jest [k. 6] położony na upadek, nie zaś na powstanie. Czyż nie wiemy o tym, że nauka Chrystusa Pana jest nie tylko światłem dla umysłu, ale i wzorem życia? Jeżeli Chrystus stał się zgorszeniem dla tych, którzy błądzą w jego nauce, ponieważ nie chcą słuchać Jego głosu, jako nieomylnego nauczyciela, czyż nie to samo dzieje się z tymi, którzy skazili swą czystość duszy, ponieważ nie chcą poznać Chrystusa, jako przykładu życia.
Chrześcijanin kocha się w bogactwach, podczas gdy Jezus ma je w pogardzie, troskliwie dba o wygody i rozrywki ziemskie – gdy Jezus je potępia. Jest pod władzą świata – gdy Jezus jest nadeń wyższy, jakże więc człowiek może kochać Pana Jezusa, jeżeli gardzi tym, co w osobie Chrystusa, kocha się w tym, czym gardzi Pan Jezus i żyjąc w ten sposób, któż zaprzeczy, iż jest na drodze upadku? Tak Jezus jest powodem zgorszenia dla mściwego człowieka, ponieważ Zbawiciel wszystkie odpuszcza zniewagi; jest zgorszeniem dla lichwiarza, bo Zbawiciel jest Ojcem i Opiekunem ubogich, którym nielitościwe skąpstwo [k. 7] dzień każdy zatruwa. Jest zgorszeniem dla obłudnika, który jego nauki używa dla ukrycia swej występnej duszy; jest i dla tego grzechem, kto głupotą nazywa czyste a nieobłudne serce, szydzi z prawdziwej pobożności i bigoterii miano nadaje.
Tak jest, katolicy, bo wszyscy szukają własnego pożytku, a nie Chrystusa Jezusa (Flp 2,21) mówi św. Paweł. O Boże, cóż byś powiedział, gdybyś teraz zstąpił na ziemię – widząc tak liczne występki, nałogi, które wzięły nad Twymi wyznawcami górę, policzyłbyś ich raczej do rzędu niewiernych aniżeli chrześcijan. Nic też dziwnego, że wiara słabnie, bo człowiek takiemu życiu oddany zamyka oczy wobec nauki Chrystusowej, bo blask jej zaślepia jego oczy, a widzi w niej tyle przykrych dla siebie bodźców, ile w nim panuje namiętności. Aby tych bodźców nie czuć już więcej zagłusza swój rozum, wprawia go w umyślną wątpliwość o tych prawdach, które ustawiczną wojnę z jego namiętnościami prowadzą – i odtąd najmocniejsze, owszem niezbite dowody [k. 8] przybierają w jego oczach pozór nieprawdopodobieństwa. Lecz czy dlatego ma być u niego istotnie wszystko fałszywym? O nie! Są to tylko pozory, ale niech ten człowiek zapyta się własnego serca, a te mu wyzna w szczerości, że chęć zniszczenia swej wiary pochodzi tylko z własnej jego namiętności.
Katolicy! Żyjemy w narodzie, w którym upowszechnioną jest religia Jezusa Chrystusa, ale czyż życie nasze odpowiada zamiarom tej świętej wiary. Czyż na cnotę nie spoglądamy jak na urojenie, na powinności wiary, jak na przykre jarzmo niewoli? Nie zasłaniajmy oczu dla siebie, które podobno aż nadto mamy otwarte dla innych, a co w drugich czytamy większymi głoskami, wypisane znajdziemy w nas samych. Postać życia chrześcijańskiego została w nas zmieniona i gdyby przyszło wystawić jej obecny obraz o wielu, trzeba by wyrazić pyszną Babilonię dla ledwie rozumem pojętej ambicji– zuchwałą po tylekroć Bogu Swojemu Jerozolimę, dla tylu widocznych odstępstw od praw pańskich, od cnoty i dobroci. Jeżeli tak jest, czegóż tylko zguby [k. 9] ostatecznej spodziewać się mamy, jeżeli nie zechcemy skorzystać i z tego, co nadto o Chrystusie Panu powiedział błogosławiony mąż Symeon, iż Jezus położony jest na upadek i powstanie wielu.
II
Jeżeli z jednej strony namiętności głównie osłabiają wiarę, a są tyranią dla cnót, jak mówi św. Ambroży: Namiętność twoja jest tyranem twej wiary – więc pewną jest rzeczą, że cnoty potęgują w nas wiarę. Pycha nie cierpi pokory, roztropność ciała nie zgadza się z duchem Ewangelii, a zatem i z duchem wiary. Ile więc chowamy w swych sercach namiętności, tyle między nami okrutnych gnębicieli cnoty i wiary– to zaraza, która nas ogałaca z wiary i do upadku prowadzi. Ale wiara i jej przepisy stanowią drogę prawego chrześcijanina, na niej nie zbłądzi. Ona da mu siłę wytrwałego dążenia do kresu ostatecznego.
Chrześcijanin bowiem oddaje moc rozumu swego pod światło wiary, która jest wynikiem Boskiej mądrości. Miło mu jest, że Bóg jest większy nad Jego pojęcie i im mniej rzeczy Boskich pojmuje tym bardziej Jego możność [k. 10] uwielbia. Wiara rodzi nadzieję, nadzieja wznieca zakochanie się w tym Bogu, w którego on wierzy, miłość zaś wzmacniając wiarę i nadzieję nad samą śmierć mocniejsza się staje, a w takim położeniu czegóż w nim nie dokaże wiara?
Patrząc na pierwszych chrześcijan ujrzymy w nich obraz tego szczęśliwego człowieka, w którym sami poganie coś Boskiego czytali. Zdumiewano się nad odwagą świętych niewiast, których słabość i lękliwość wrodzona na głos religii w dziwne zamieniała się męstwo – a krwią stwierdzając miłość do Jezusa Chrystusa i jego religii, jasno okazywały, iż godne są wiecznego dziedzictwa, gdzie miały w niepojętej chwale powstać, przez zasługi Tego, który jest położony na powstanie wielu. Od przyjścia więc Chrystusa Pana, jakby dwie rzeki płyną do wieczności, te dwie kategorie ludzi: żyjących pod władzą namiętności, upadłych, jakby umarłych i żyjących pod opiekuńczą władzą Chrystusa. Wybór drogi od nas zupełnie zależy, ale powinniśmy wybrać tylko drogę cnoty, bo ta i nie większych od nas ofiar wymaga nad drogę upadku [k. 11]. Tego własne nasze wymaga szczęście i Pan Bóg dla dobra naszego tą drogą nam iść rozkazuje.
Abyśmy bowiem mogli zaliczać się do wyznawców szczerze Chrystusa i Jego naukę miłujących, nie trzeba nam bez potrzeby tracić życia, ale całą silą walczyć z sobą, nie trzeba się wyzuwać z dostatków, ale wyzujmy się z tego do dóbr doczesnych przywiązania, nie trzeba nam w odludne uciekać pustynie, od siebie tylko uciekajmy, otrząśnijmy się z miłości własnej, która złym tylko schlebia skłonnościom – tu znaleźć można prawdziwe, a niezachwiane szczęście na ziemi. O święta religio, o darze nieba godny, jakże szczęśliwymi czynisz narody i osoby, które oświecasz. Na próżno bezbożność przypisuje religii owe zamieszania, rozlewy krwi, które były skutkiem namiętności pokrywających się obroną religii. Grunt istotnej wiary Chrystusa szczęśliwymi czyni narody, układa wierną podległość zwierzchnościom, panom daje przepisy ojcowskiego postępowania.
O, świat byłby szczęśliwym, gdyby ludzie chcieli się rządzić przepisami religii [k. 12] Chrystusowej, ścisłe bowiem jej zachowanie będzie istotnie na powstanie wielu do żywota wiecznego. Ale czemuż nie znajduje ona tyle szacunku, ile jest godna? Żyjemy pośród niewiary, jeżeli nie słowem, to czynem okazywanej, ileż to jeszcze bluźnierstw przeciwko religii wyzioną ci ludzie, którzy jej zasad nie rozumieją, iluż to jeszcze wyśmiewa to, czego świętości znać nie chce.
Przypomnijmy katolicy, co św. Paweł mówił zarówno do nas, jak i do pierwszych chrześcijan: Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa (Ga 3,27), który się nam stał mądrością od Boga i sprawiedliwością i poświęceniem i odkupieniem, porzućmy szeroki gościniec, na który zgorszenie nas wprowadziło, a przeciskajmy się wąską ścieżką świątobliwości, którą nam Chrystus ukazał. Narodzenie jego zamiast do powstania, posłuży tylko do wiecznego upadku. Znaczna liczba upadłych tylko wzmacnia naszą wiarę w miłość i nas zahartuje i ten jest zamiar Opatrzności, aby [k. 13] gorliwość małej liczby wybranych wynagrodziła to, co Pan Jezus utraca w niezmiernej liczbie niewdzięcznych i błądzących.
A więc bracia drodzy nie dosyć, żebyśmy sami nie szli drogą występków, ale zwiększajmy jeszcze o tyle gorliwość w służbie Bożej o ile z każdym dniem rośnie w naszych oczach liczba bluźnierców, potwarzą lub złym życiem plamiących święte chrześcijanina imię. Zwróćmy naszemu mistrzowi tę chwałę, którą Mu nieprzyjaciele wydrzeć usiłują. Mówmy do Niego z największą gorącością serc:
chociaż zaciekli Żydzi, chociaż poganie, chociaż heretycy Ciebie odrzucają, chociaż źli katolicy niewiele już się różnią od widocznych Jego wrogów – my przecież wyznajemy o Jezu, że Ty jesteś tylko powodem upadku dla pysznych, ale pociechą jesteś dla wiernych, bo miłujesz się w prostocie serc naszych. Dziećmi Adama jesteśmy, oto przyczyna naszych upadków, ale i dziećmi Twoimi jesteśmy i oto znowu mamy prawo do Twojej litości. Ufność, którą w Tobie pokładamy, nie będzie zawiedziona, bo gdyś na ziemię zstąpił [k. 14], aby na zawsze wyniszczyć panowanie śmierci, wspomożesz nasze usiłowania, a tak uczynisz współdziedzicami swego królestwa i błogosławionej nieśmiertelności. Amen.
Powiedz mi Jezu, dlaczego ja taki jestem teraz odrętwiały – coraz Cię mniej kocham, chociaż przecież dużo mi łask udzieliłeś – nie cofaj swej ojcowskiej opieki, ale jak syna chorego ulecz, tę zaś słabą jego pracę dla chwały Swojej przyjmij proszę. Wstaw się za mną Mateczko moja Niepokalanie Poczęta – przez modlitwy zasyłane od św. Stanisława Kostki, Alojzego i Niewinnych Młodziaków.
Nieudolny i nieużyteczny Sługa Maryi
ks. A. Szelążek
Płock, 28 grudnia 1888.