Ks. bp Adolf P. Szelążek,biskup łucki, Instrukcja poufna dla duchowieństwa diecezji łuckiej w sprawie wyborów w roku 1930, Łuck, 20 października 1930, druk ulotny, oryg. Biblioteka Narodowa w Warszawie sygn. DŻS XXB 1c., mps, s. 1-9.
Instrukcja poufna
dla duchowieństwa diecezji łuckiej
w sprawie wyborów w roku 1930
Jakie zająć stanowisko? Oto pytanie, które narzuca się ogółowi katolickiemu wobec mnogości zgłoszonych na terenie Diecezji Łuckiej list wyborczych.
Skupienie najrozmaitszych wpływów, najsilniejsze w człowieku uczucia, bo dotyczące Ojczyzny, sympatie lub antypatie, mogą całkowicie zamącić zdrowy i właściwy sąd o rzeczach.
Chwila obecna jest kamieniem probierczym dla sumień; ukazuje ona w całej pełni, jak normujemy swe postępowanie, gdy wchodzą w grę obowiązki względem Ojczyzny oraz obowiązki względem Kościoła. Głęboko wierzący i dobry katolik zawsze godzi miłość do Boga i Ojczyzny. W nim te dwie miłości zawsze idą w parze albo raczej jedno stanowią. Dla niego droga jest jasną. On wie, jakie w momencie obecnym zająć stanowisko. Stanowisko to określić należy i najogólniej przynajmniej umotywować.
Nikt nie wątpi, że mimo wiekowej, eksterminacyjnej względem katolicyzmu i polskości polityki rządu rosyjskiego na Kresach Wschodnich, jesteśmy tutaj obecni i nie tylko obecni, ale jest nas tak dużo, iż mamy prawo posiadać wydatną liczbę swych przedstawicieli w Ciałach Prawodawczych. Przy wyborach w roku 1922 wypadło tak, że świat cały mógł sądzić o całkowitym zaniku katolicyzmu i polskości na Wołyniu, albo o tak znikomej liczbie jego reprezentantów, iż można by spokojnie uważać ją za quantité négligeable. Gdyby [s. 2] to zjawisko ponowiło się obecnie, podobny sąd byłby niewątpliwie szerzony na całym świecie z największą krzywdzą naszą.
Czym to się dzieje, jest powszechnie wiadomym. Wielokrotnie te okoliczności wyjaśnione były w prasie. Niestety, ta okoliczność nie jest uwzględniana przez tych, którzy sądzą z dala o naszych kresowych stosunkach i ferują niesłuszne o nas wyroki albo dają dyrektywy, wprowadzające poważne u nas trudności. Trzeba więc jeszcze raz wyjaśnić nasze wyjątkowe położenie na Wołyniu i na Polesiu Wołyńskim.
Dzięki niedomaganiom ordynacji wyborczej ludność polska, osiadła w poważnej liczbie na Wołyniu i na Polesiu Wołyńskim, może być odepchnięta od wysłania swych posłów do Sejmu i Senatu. Jakkolwiek bowiem jest nas znaczna liczba, bo przeszło 200.000, rozdzieleni jednak jesteśmy na kilka okręgów wyborczych i postawieni wobec masy innych narodowości tak, że jeżeli nie skupimy się jednomyślnie przy jednej liście a rozbijemy się na parę list polskich, nie zdołamy otrzymać ani jednego mandatu. Pod tym względem jak zaznaczyliśmy, zajmujemy odrębne stanowisko od reszty kraju.
Gdy w innych dzielnicach Polski głosy polskie, składane na różne listy, zwykle nie przepadają, bo proporcjonalnie przyczyniają się do wyboru Polaków, tutaj, na Kresach Wschodnich, zwłaszcza na Wołyniu, i ile rozpadają się na różne listy polskie, giną całkowicie dla tej masy 200.000 Polaków katolików! Co za krzywda! Co za odpowiedzialność przed Bogiem jeżeli ta krzywda wyrządzona jest Kościołowi i Ojczyźnie rękami jej własnych synów. Co za grzech! Co za okrucieństwo względem tej matki Świętej Kościoła i tej Matki Przebolesnej, Ojczyzny. Taka krzywda stała się ludności polskiej w roku 1922 dzięki temu, że [s. 3] wystawiono kilka list polskich. Taka krzywda grozi nam obecnie! Wznowienie tego zjawiska sprowadzi najfatalniejsze następstwa. Najpierw pozbawi nas możności obrony w Sejmie i Senacie praw ludności polskiej na Wołyniu oraz na Polesiu Wołyńskiemu, powtóre da wrogom Polski podstawę do wystawiania Wołynia i Polesia Wołyńskiego, jako kraju o ludności zupełnie niepolskiej. Takie traktowanie wyborów zmnoży niesłychanie trudności Ojczyzny naszej przy decydowaniu spraw najważniejszej wagi na terenie międzynarodowym.
Nie o samą wszakże opinię świata i o te trudności zagraniczne nam idzie. Ziemie, wchodzące w skład Diecezji Łuckiej, muszą mieć w Sejmie i Senacie grupę swych posłów katolików i Polaków, którzy staną zawsze o obronie potrzeb religijnych oraz praw politycznych i obywatelskich ludności katolickiej i polskiej na naszych Kresach.
A więc, gdy idzie najpierw o obronę naszych spraw religijnych, oto niektóre fakty:
Pamiętne są wystąpienia w Senacie senatora Bogdanowicza, który używał wręcz kłamliwych informacji, aby rzucać na Episkopat katolicki oskarżenia o sięganie po cudze, prawosławne sobory, które, jak w Ostrogu, dźwiękiem dzwonów, widokiem wspaniałych swoich wieżyc, wlewają otuchę do ciemiężonych w sąsiedniej Bolszewii prawosławnych. W prawdzie napiętnowano w prasie nieścisłość tych napaści, wykazano dowodnie, że nie idzie o Sobór w Ostrogu, lecz o skromny, mały kościółek po kapucyński, niepotrzebny dla ludności prawosławnej, wykazano dowodnie, iż Episkopat musi drogą wniesionych do sądów skarg przerwać przedawnienie, grożące kościołom, że w niczym nie chce naruszać praw ludności prawosławnej. Wyjaśnienia więc, podawane w prasie, mogą dostatecznie informować opinię publiczną. Jednak w Sejmie i w Senacie, przy podobnych [s. 4] wystąpieniach mogą zapaść uchwały, które okażą się krzywdzącymi Kościół, jeżeli grupa posłów katolików, idących z Wołynia i Polesia Wołyńskiego, nie stanie w naszej obronie.
Pamiętne są napaści na Kościół przy okazji przystępowania parafii prawosławnych do Unii, przy czym w Sejmie chwalono takt Metropolity Dyonizego, wytwarzając w świadomości ogółu u nas i za granicą najbardziej nieprzychylne dla Kościoła nastroje, z szeregiem krzywdzących go i niesprawiedliwych zarzutów.
Pamiętne są wystąpienia w Sejmie grupy odpowiednio nastrojonych wrogich katolicyzmowi posłów przeciwko wykonaniu uchwały sejmowej i rozporządzenia Rządu o zwrot koniecznego dla katolików w Łucku kościoła pobernardyńskiego. Nikt tam nie stanął w obronie Kościoła Katolickiego, bośmy w owym czasie nie mieli w Sejmie swoich, z ziemi Wołyńskiej, posłów katolickich.
Dla nas, diecezjan łuckich, jest także obowiązkiem sumienia miłość Ojczyzny, a zatem obrona na terenie Sejmowym praw obywatelskich i politycznych ludności polskiej Wołynia i Polesia Wołyńskiego. Kto te prawa reprezentować tam będzie, jeżeli swoich posłów mieć nie będziemy? Czyż nie trzeba tam występować z obroną stanu posiadania polskiego na tych ziemiach, kurczącego się ustawicznie, dzięki systemom podatkowym; czy los osadnictwa ma pozostawać bez należytego oświetlenia i pokierowania? Czy tak często atakowane stosunki oświatowe nie wymagają głosu poważnego naszych posłów czy nie powinniśmy mieć w Sejmie posłów, którzy usunęliby brak przystępnego i tak dotkliwie potrzebnego dobrego kredytu dla rolników i drobnych przemysłowców i tyle, tyle innych spraw, które przedmiotem są ustawicznym rozważań u nas, tutaj na tych naszych [s. 5] Kresach, a nie znajdują dokładnego oświetlenia wobec Ciał Prawodawczych.
Inny moment jest również ważny. Z bardzo dobrze poinformowanych źródeł dochodzą wiadomości, że istnieje tendencja przedstawiania Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej Polskiej, jako żyjącej w zarzewiu rozterki narodowościowej między ludnością polską i Rusińską. Są pewne dane, wskazujące, że pożogi na terenie Małopolski Wschodniej są celowym i sztucznym tworem, mającym służyć za objaw tej rozterki. Rzecz sama w sobie nie odpowiada prawdzie. Mieszkańcy tych Kresów najlepiej pojmują, że taka waśń narodowościowa nie istnieje. Nie pojmuje tego jednak świat cały, oceniający sprawy z daleka, na podstawie nieprzychylnych nam informacji i objawów sabotażu.
Dla nas, mieszkających na Wołyniu i na Polesiu Wołyńskim, gdzie Rusińskiej ludności jest półtora miliona, wystarczy przypomnieć, że podczas wizytacji pasterskich, na całym obszarze diecezji, w roku choćby przeszłym i bieżącym, nie było ani jednej parafii, gdzieby ludność Rusińska nie występowała w grupach odrębnych lub razem z katolikami, ale z przemowami odrębnymi, na przywitanie Biskupów katolickich. Mowy te zawsze dźwięczną nutą najżywszej sympatii dla przedstawicieli Kościoła Katolickiego, zawsze snują się około tej złotej, przewodniej myśli: „I będzie jedna owczarnia i jeden pasterz”. Nie ma świątyni katolickiej na tych ziemiach, gdzieby w dni uroczyste nie śpieszył na kazanie katolickie tłum Rusinów prawosławnych. Poza akcją podburzającą apostołów przewrotu społecznego, akcja, która jeszcze ginie w masie więcej przychylnej dla nas, niż biernej, dominuje tendencja jedności, pokojowego współżycia, życzliwości względem Ojczyzny.
Dążenie do pokojowego współżycia z ludnością Rusińską i prawosławną, stanowi także oczywistą [s. 6] i powszechnie uznaną cechę usposobień i działań ludności katolickiej i polskiej we wszystkich sferach tutejszego społeczeństwa. Zamanifestowanie tej harmonii przez wystawienie wspólnej listy, będzie najoczywistszym dowodem naszego pokojowego współżycia z mniejszościowymi grupami obywateli polskich na terenie Rzeczypospolitej.
W tych warunkach narzuca się z całą jasnością, z cała bezwzględnością, pewien określony a specjalny dla Wołynia i Polesia Wołyńskiego nakaz sumienia, imperatyw katolicki i narodowy polski. Konieczną jest bezwzględnie konieczna jest rzeczą, dla obrony naszych praw religijnych i narodowych, posiadanie w Sejmie i Senacie wydatnej grupy posłów katolików, którzy wybrani będą na terenie Diecezji Łuckiej i darzą pewność zajęcia właściwego stanowiska przy omawianiu spraw tutejszych. Dla osiągnięcia tego celu potrzebne jest bezwzględnie zastosowanie następujących, najistotniejszych środków. Nade wszystko jesteśmy obowiązani pójść do głosowania, obowiązani jesteśmy głosować! Nie wolno ani wstrzymywać się od głosowania, czy to dla względów zasadniczych, czy o z niedbalstwa, albo dla uniknięcia trudów podróży do miejsca głosowania, ani oddawać pustych kartek, ani głosować w ten sposób, że głosy te dla ludności katolickiej byłyby stracone.
Ponadto obowiązani jesteśmy skupić się około listy, która najpierw daje najwyższą pewność że posłowie, wystawieni na tej liście, będą istotnie wybrani; powtóre, lista powinna wystawiać grupę posłów katolików, odpowiadającą naszej liczebności na terenie Diecezji Łuckiej; po trzecie, winna podawać kandydatów na posłów, którzy by zagwarantowali pozytywnie obronę w Sejmie i Senacie praw Kościoła Katolickiego, zarówno jak i praw polskości na tych Kresach Wschodnich; [s. 7] wreszcie powinna odpowiadać wskazanym wyżej potrzebom państwowym.
Taką listą jest lista N 1. Kandydaci na posłów, wystawieni na tej liście na miejscach czołowych, złożyli pozytywne zapewnienie, że bronić będą praw Kościoła Katolickiego.
Inne listy albo oparte są o program niezgodny z zasadami religii katolickiej, albo jakkolwiek podkreślają życzliwy stosunek do Kościoła Katolickiego, nie dają gwarancji wyboru posłów ze względu na niewystarczającą liczbę osób danego kierunku.
Jest więc najpierw oczywistym, że katolicy nie mogą oddawać swych głosów na tę listę, która służy programowi, przeciwnemu prawom Kościoła Katolickiego; nie mogą głosować na osoby, które dzięki temu programowi będą sprzyjały rozdziałowi Kościoła i Państwa, będą wysuwały żądanie zniesienia konkordatu, wprowadzenia ślubów cywilnych i rodowodów, wykluczenia ze szkół nauki religii. W stosunku do tych ugrupowań zarówno Duchowieństwo jak i wszyscy katolicy, jakkolwiek muszą się powstrzymać od głosowania na ich listę, winni kierować się duchem prawdziwie i szczerze chrześcijańskim, używać serdecznej i bratniej perswazji, gorącego, przy najwyższej dobroci, wezwania do jednomyślności w tym niezwykle ważnym dla Kościoła i Ojczyzny momencie dziejowym. Co do listy, która nie reprezentuje dostatecznie silnego kierunku na Wołyniu, chcemy wierzyć iż tworzący tę listę, nie zechce narażać swych głosów na zgubę, lecz w imię dobra Ojczyzny głosować będzie wspólnie z ogółem ludności na Listę N. 1, według wskazań niniejszego wezwania. Tego domaga się dobro Kościoła. Skoro w swym programie twórcy tej listy zapewniają obronę Kościoła [s. 8] Katolickiego, nie powinni temu programowi przeczyć i szkodzić Kościołowi, przez narażenie wyborów na niepowodzenie, jak to się stało w r. 1922.
Ze względu na powyższe okoliczności ma zastosowanie w całej pełni List pasterski z dn. 1. Stycznia 1928 roku oraz związane z tym Listem rozporządzenia. Wszyscy Księża Proboszczowie i wszyscy katolicy na Wołyniu oraz na Polesiu Wołyńskim dążyć będą do harmonijnego współdziałania, do obrony społeczeństwa naszego przed wprowadzaniem wszelkich rozterek i podziałów. Niech pójdą w zapomnienie żale do jakichkolwiek osób, niech nie kierują nami żadne antypatie ani sympatie, gdy Matka nasza, Ojczyzna, i wyższego rzędu Matka, Kościół Katolicki, oczekują od nas jednomyślnego, zgodnego głosu i ofiary serc naszych.
Niech Pan Bóg raczy zespolić serca wszystkie polskie i katolickie na terenie Wołynia i należących do Diecezji Łuckiej powiatów Polesia w Jednym, zgodnym, twórczym, pokojowym, zbawczym dla nas czynie.
Niech Bóg błogosławi wszystkim ludziom dobrej woli.
Łuck, dn. 20 października 1930 r.
+Adolf Szelążek
Biskup łucki
+Piotr Mańkowski
Arcybiskup Enien.
+Stefan Walczykiewicz
Biskup Sufr. Łucki