Archiwum Generalne Zgromadzenia Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus
ul. Ejsmonda 17, 05-807 Podkowa Leśna.
s. Sabina Irena Gumkowska CST,Ksiądz biskup Szelążek jako człowiek, Podkowa Leśna, luty 1993, Biuletyn Terezjanki 9(1994) nr 16, s. 21-29, mps AGCST.
Ksiądz Biskup Szelążek jako człowiek
Ks. bp A. Szelążka – Założyciela naszego Zgromadzenia – znamy od strony biograficznej, a także jako miłośnika drogi dziecięctwa duchowego, której piękno w naszym stuleciu przypomniała na nowo światu św. Teresa od Dzieciątka Jezus. W niniejszym referacie pragnę pokrótce skupić uwagę na człowieczeństwie ks. Biskupa w łączności z kulturą jego życia i postępowania.
Człowieczeństwo i kultura są bowiem ściśle ze sobą powiązane, kultura jest owocem godnie przezywanego człowieczeństwa. Człowiek, dziecko Boże, wyposażony w Jego łaskę, mimo zachwianej równowagi przez grzech pierworodny, posiada w sobie obraz Stwórcy. Piękno obrazu zależy w dużej mierze od
tego, czy człowiek troszczy się o jego autentyczność. A więc, ukazywanie prawdziwego człowieczeństwa stało się nieustannym zadaniem połączonym z wysiłkiem dla skażonej ludzkiej natury, co w relacjach międzyludzkich nie jest ani proste, ani łatwe.
Człowieczeństwo Ks. Biskupa w służbie Zgromadzenia
Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus
Stosunek Ks. Biskupa do wypełnienia woli Bożej w jego pasterskich zadaniach rzuca nam jasne światło na sylwetkę jego człowieczeństwa i wielkiej kultury duchowej. Jednym z tych zadań, to służba Zgromadzeniu, którego z woli Bożej stał się Założycielem, dlatego specjalnie nas Terezjanki interesuje realizowanie człowieczeństwa przez ks. Biskupa na tym odcinku, by móc go ukochać jako dobrego i doskonałego duchowego ojca – człowieka Bożego.
Ksiądz Biskup był niski wzrostem, szczupłej budowy, energiczny, stanowczy. W kontaktach z ludźmi delikatny i bardzo miłej powierzchowności. Cechowała go nade wszystko mądrość i równowaga oraz głęboka pokora – o czym świadczą wspomnienia licznych świadków jego życia. Tworząc Zgromadzenie przy współudziale m. Marii Kubasiewicz ksiądz biskup po Bożemu związał się w pewnym stopniu z jej osobą i to nas nie dziwi. Dowodem czego są pełne szacunku a nawet czci zwroty jak np.: „Czcigodna Matko”, „Czci najgodniejsza Matko” itd. Ksiądz Biskup podchodząc w duchu wiary do jej całkowitego oddania się sprawom Królestwa Bożego z tych względów darzy ją pełnym szacunkiem.
Szacunek ten ma także swoje odbicie na płaszczyźnie ludzkich, życiowych doświadczeń. Wskazują na to pełne współczucia słowa, gdy M. Kubasiewicz doznała bólu z powodu śmierci szwagra (męża siostry): „Czci najgodniejsza matko! Chylę czoło przed głębokim smutkiem i żałobą osieroconej Rodziny… po otrzymaniu wiadomości natychmiast będzie rozpoczęte odprawienie Mszy Gregoriańskich” (Łuck 13.04.1937). [k. 22]
Ksiądz Biskup staje przy M. Kubasiewicz jako kochający brat ofiarowując to, co uważa za najbardziej cenne w życiu i dla duszy zmarłego. Z całą subtelnością dobroci czuwał także nad zdrowiem M. Kubasiewicz – niemal drobiazgowo jak na naturę męską. „Ogromnie niepokoję się – pisze – brakiem wiadomości od M. Generalnej. Od dawna nie miałem listu. Proszę chociaż ze dwa słowa napisać jak zdrowie” (Łuck 26.04.1937). Jest to przecież zaledwie dwa tygodnie od wiadomości związanych ze śmiercią w rodzinie. Troska Księdza Biskupa w tym względzie posuwała się jeszcze dalej. Interesował się nawet wyleczeniem zębów M. Kubasiewicz, co obecnie wydaje się śmiesznym, by bardziej na ich wyleczeniu zależało ks. Biskupowi niż jej samej. „Skoro Czcigodna Matka Generalna tak solennie w swym ostatnim liście przyrzekała posłuszeństwo moim wskazaniom, proszę pozostać w Warszawie tak długo, jak tego trzeba będzie dla załatwienia sprawy… aby usunąć zepsute zęby i wstawić sztuczne – w tej sprawie… jeszcze jedna prośba.. niezwłoczny rozkaz. (Łuck 15.05.1937)
Subtelną delikatność wykazywał także czcigodny Założyciel w obcowaniu z siostrami. Dostrzegał ich życzliwość, otwarcie się na sprawy Królestwa Bożego, jak również zwykła ludzką gościnność. „Pobyt w Maszowie zaliczam do najmilszych chwil w swym życiu – pisze. A Opatrzność Boża tak pokierowała wszystkim! Jak ja jestem wdzięczny Panu Bogu… Czcigodna Siostra Przełożona jest dobrym narzędziem w ręku Pana Jezusa… Zapomniałem powiedzieć, że habit Wasz nadzwyczajnie mi się podoba! Prześliczny! Prosty! Skromny, oryginalny a estetyczny!” (Łuck 27.09.1936). Nawet, by wyrazić swoją opinię na temat habitu, co podczas wizyty Księdza Biskupa w Maszowie, wśród wielu spraw uszło jego uwadze, nie żałował fatygi i cennego czasu, by zaakcentować w liście „zapomniałem”.
Delikatną subtelność Księdza Biskupa dostrzegamy tym bardziej, iż wiemy, że nie Terezjanki leżały w centrum pasterskich zadań Ordynariusza Łuckiego. Myśląc po ludzku, można w tym względzie postawić Księdzu Biskupowi wiele pytań: skąd czerpał czas, energię, siły i zapał do tej bardzo trudnej, a nawet wyczerpującej pracy, mając na względzie słabe zdrowie i zużyte w tym wieku siły – liczył ponad 70 lat życia. Dodajmy jeszcze, że praca w Diecezji nie była łatwa. Pod względem duszpasterskim była bardzo zróżnicowana – min. Kościół Unicki. (San Ks. Biskup utworzył aż 16 parafii w obrządku wschodnim. Czuwał również nad Seminarium Duchowym w Dubnie, które powstało za zgodą Stolicy Apostolskiej, podczas jego służby Kościołowi Łuckiemu). [k. 23]
Gdy tylko pozornie troska Ks. Biskupa o Zgromadzenie się „pomniejszała”, napisał do M. Kubasiewicz na wskroś ujmujące serce słowa: „Proszę darować mi najpierw moje dłuższe milczenie. Jest ono wynikiem moich kłopotów ze zdrowiem… Konstytucje – w tłumaczeniu – są już wydrukowane” (Łuck 30.10.1936). W dwa miesiące niespełna przesyła na ręce Matki Generalnej pełne serdeczności i ciepła świąteczne życzenia: „Najczcigodniejsza i Najdroższa Matko Generalna. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku proszę przyjąć ode mnie najserdeczniejsze życzenia bogactwa łask Bożych. Oby dobry Bóg raczył otoczyć osobę Matki Generalnej i całe Jej Zgromadzenie szczególną ojcowską opieką. Przesyłam Najczcigodniejszej Matce Generalnej i całemu Zgromadzeniu płynące z głębi duszy błogosławieństwo paserskie. Łączę wyrazy najgłębszej czci i oddania w Chrystusie Panu” (Łuck 20.1936).
Z korespondencji wynika, że Ks. Biskup nieustannie trzymał rękę na „pulsie” nowopowstałego Zgromadzenia. Przez tę troskę można wyczuć nie tylko dobroć człowieka, ale kochającego swe „dzieło” twórcę, czuwającego nad jego właściwym rozwojem i wzrostem. Swoim światłym umysłem ks. Biskup właściwie dostrzegał i oceniał rolę i zadania Zgromadzania, zgodnie z aprobatą Stolicy Apostolskiej, dlatego w duchu Konstytucji jako partykularnego prawa stawiał mu wymagania, pragnąc aby poziom życia Sióstr – duchowy i umysłowy, nieustannie się doskonalił. W liście z dnia 25.05.1937 r. do M. Kubasiewicz daje bardzo obszerne wyjaśnienie na ten temat.
„1. Nie można uważać za najwyższy ideał zakonnicy jej prostotę, cichość, pracowitość, pokorę. Osoba, która wiedzy zdobyć nie może a posiada zdolność do spełniania koniecznych posług jak kuchnia, szycie, gospodarstwo domowe i inne tego rodzaju i w zachowaniu posiada przymioty prawdziwej świątobliwości jest dobrą zakonnicą, w odpowiednim zakresie. Jest na miejscu i winna być ceniona jak św. Zyta. Ale zakon nie może się składać tylko z takich osób pod względem wiedzy nieumiejętnych. Ani funkcjonować w takim stanie nie może, ani rozwijać się tj. tworzyć nowe placówki nie zdoła, nie mając personelu kierowniczego, ani tworzyć odpowiednich instytucji wymagających światła umysłowego, wiedzy ogólnokształcącej zarówno jako i teologicznej. Dlatego:
2. Zgromadzenie ma dążyć do pozyskania osób oświeconych, posiadających już wykształcenie z zakresu szkół średnich a nawet wyższych.
3. Zgromadzenie zakonne winno sprecyzować plan kształcenia swych Sióstr. Zatem wybierane winny być siostry młodsze.. mieć trzeba na względzie wymagania Stolicy Apostolskiej co do popierania wiedzy nie tylko wśród duchowieństwa świeckiego, ale także wśród zakonników. Bardzo szczegółowo tę sprawę rozwija [k. 24] wielki pedagog kościelny A. M. Micheletti w swoim dziele „O kierownictwie kościelnym i zakonnym” i „O zarządzie seminariów” wg myśli św. Grzegorza Wielkiego, św. I. Loyola, św. K. Boromeusza i innych Ojców i Doktorów Kościoła i najnowszych Papieży”.
Jak wynika z listu, Założyciel będąc światłym i wykształconym człowiekiem, realistycznie i zgodnie z logiką, a także w duchu zaleceń Kościoła widział rozwój Zgromadzenia i realizację jego zadań. W dążeniu do doskonałej miłości Boga i bliźniego nie aprobował zawinionej „ciemnoty” dlatego wymagał podnoszenia w Zgromadzeniu oświaty ogólnej i teologicznej. Z listu, jak i innych źródeł historycznych dowiadujemy się, że w tym względzie, ks. Biskup spotkał niezbyt podatny grunt. Nawet sama M. Kubasiewicz, mimo swej ludzkiej zacności, pod wielu względami nie mogła zrozumieć, a tym bardziej urzeczywistnić woli świątobliwego Założyciela. Musiał więc przeprowadzić wiele dyskusji, wyjaśnień, dać wiele pouczeń samej M. Kubasiewicz, aby właściwie rozumiał zarówno myśl, jak i ducha Konstytucji, a także prawo kanoniczne, odnoszące się do życia zakonnego. Problem ten ks. Biskup szeroko omówił w liście do M. Kubasiewicz z 16.02.1938 r., przytaczając niezrozumienie przez nią kanonów. „W swoim liście z 7 lutego br., Matka Generalna zaznacza: Wszystkie kanony KPK obowiązują pod grzechem śmiertelnym lub powszednim i że nawet z dyspens nie należy korzystać bez potrzeby.” Ksiądz Biskup cierpliwie poucza: „Kodeks PK jest prawem. Jako taki obowiązuje z natury swojej – ze swego charakteru prawnego… Nadto sam Kodeks wyraźnie wskazuje okoliczności, przy których dany przepis może nie obowiązywać wcale ani pod grzechem śmiertelnym ani powszednim.”
Gdy M. Kubasiewicz zezwoliła na wprowadzenie do Konstytucji komentarzy niezgodnych z ich duchem a część sióstr wyraźnie się temu sprzeciwiła, Ksiądz Biskup ponownie, stanowczo ale grzecznie wyjaśniał: „Jeśli na to nie otrzymaliśmy pozwolenia Stolicy Apostolskiej nie mieliśmy prawa czynić ten dodatek. Stolica Apostolska udzielając mi prawa założenia Kongregacji SS. Św. Teresy od Dzieciątka Jezus, uczyniła zastrzeżenie, że bez specjalnego w każdym wypadku pozwolenia Stolicy Apostolskiej nie wolno w Konstytucjach zmieniać nic, nie dodawać żadnych komentarzy, żadnych regulaminów. Widocznie Matka Generalna nie wiedziała o tym. Stolicy Apostolskiej przedstawiony był tylko tekst łaciński i tylko ten obowiązuje.”
Wreszcie, gdy M. Kubasiewicz podczas wojny utraciła zupełnie kontakt ze Zgromadzeniem, Ksiądz Biskup uczynił jej z tego powodu wyrzut, zachowując jednocześnie taki i kulturę. [k. 25] „Przez cały czas wojny nie wiedzieliśmy nic o miejscu zamieszkania Matki Generalnej. Siostry bardzo na to narzekały… Nie mogło to pozostać bez wpływu na sprawy Zgromadzania zakonnego” (11.06.1946).
Najbardziej bolesne sprawy, które głęboko dotykały Księdza Biskupa, załatwiał nie obrażając M. Kubasiewicz, chociaż sam wierność swemu biskupiemu powołaniu, tj. posłuszeństwu Ojcu świętemu, udokumentował tułaczką a w końcu 16-miesięcznym pozbawieniem wolności w kijowskim więzieniu.
Człowieczeństwo Ks. Biskupa w oczach innych.
Dotychczas moje przemyślenia dotyczące Ks. Biskupa Szelążka jako człowieka bazowały na płaszczyźnie odniesień do M. Kubasiewicz, częściowo Zgromadzania i nielicznych kontaktów z siostrami. Obecnie pragnę ukazać „obraz” jego człowieczeństwa, jaki „malują” inni, obraz powstający w wyniku służby kościołowi w Polsce. Z przytoczonej wyżej korespondencji dowiedzieliśmy się, że ks. Biskup był człowiekiem o wielkim sercu, dlatego teraz postaram się ukazać stosunek i zaangażowanie Ks. Biskupa w sprawy ludzkie, które zaświadczą o tej wielkości. I tak np. miłość do młodzieży wykazywał w trosce o poziom jej kształcenia. Sam w Płocku finansował niejako Korczaka, by mógł zdobyć wykształcenie lekarskie. Troszczył się również o młodzież seminaryjną, by zdobywała gruntowną wiedzę, dlatego sale wykładowe ubogacał w odpowiednie urządzenia naukowe. Jako Biskup pomocniczy w Płocku oddawał się w dużej mierze pracy społecznej, organizował warsztaty dla Chłopców, Towarzystwo Opieki nad Robotnikami pracującymi w Niemczech itp. Będąc Ordynariuszem w Łucku nie zawężał również swojej działalności pasterskiej tylko do potrzeb duchowych diecezji, a także i w stosunku do młodzieży seminaryjnej, o czym świadczy następujące wspomnienie:
„Będąc na ostatnim kursie Seminarium Duchownego w Łucku zachorowałem po grypie na TBC (gruźlica). Leżąc w szpitalu seminaryjnym nie raz odwiedzał mnie Ksiądz Biskup. Wiedząc pogarszający się stan mego zdrowia skierował mnie do swego przyjaciela lekarza do Warszawy. Po dokładnym zbadaniu zostałem skierowany w górzystą miejscowość do Jaremcza… Po kilku miesiącach wróciłem zdrów. Koszta mojej kuracji poniósł Ksiądz Biskup” (ks. B. Orłowski, Wspomnienie, Mirsk 1971).
Podobnie odnosił się Ks. Biskup do całej młodzieży seminaryjnej, o tym wspomina inny kapłan: „Ksiądz Biskup odwiedzał alumnów Seminarium Duchownego, oprócz tego klerycy starszych kursów chodzili do pałacu biskupiego i usługiwali Księdzu Biskupowi do Mszy św. Ksiądz Biskup częstował kleryków śniadaniem, podczas którego prowadził z nami rozmowy.” Inny dodaje: „i nakładał nam na talerzyki sute porcje.” [k. 26] Podobne gesty ludzkie a nawet ojcowskie czynił w stosunku do starszych kapłanów. „Ksiądz Biskup dwa razy w roku zapraszał Prefektów do swego pałacu na lampkę wina. Siedzieliśmy dookoła stołu i on z nami prowadził dyskusję na rozmaite tematy, każdy z nas miał wypowiedzieć swoje zdanie na poruszone tematy” (jw.) Gdy zaszła potrzeba, Ksiądz Biskup potrafił także klęknąć przed podległym kapłanem, gdy ten nie potrafił słuchać swego Biskupa – by w ten sposób skłonić go do uległości (ks. Prał. W. Hipsz, Wspomnienie).
Ksiądz Biskup obejmował swoją troską szczególnie tych, którzy bezpośrednio byli z nim związani, ale dostrzegał również potrzeby z dalszego kręgu swoich diecezjan. Świadczy o tym fakt, że w dniu uroczystości jubileuszowych 50-lecia kapłaństwa (1938), w pałacu biskupim najpierw spotkał się z ubogimi i obdarował ich paczkami. Nawet czas wojny nie zmienił sposobu postępowania zacnego Pasterza. Na Boże Narodzenie obdarował dzieci z Zakładu św. Teresy od Dzieciątka Jezus (prowadzony przez SS. Benedyktynki w Łucku) upominkami. A zakład był natłoczony przez dzieci polskie i żydowskie. Wszystkim Ks. Biskup kupił nowe mundurki i obdarzył słodyczami (por. ks. W. Hipsz, Wspomnienie).
Człowieczeństwo Ks. Biskupa Szelążka u schyłku jego pasterskiej krzyżowej drogi
Ks. Biskup A. Szelążek był do końca życia człowiekiem głębokiej wiary. Żył tą prawdą nawet wtedy, gdy pozbawiono go wolności i szacunku. Był także człowiekiem zawierzenia, dlatego nie pozwolił osądzać ludzi, którzy w swoim zaślepieniu służyli złej sprawie a jemu sprawili ból i cierpienie. Jako Pasterz Diecezji nie mógł znieść złego traktowania ludzi deportowanych w bydlęcych wagonach do Kazachstanu i na Syberię, którzy często umierali już w drodze. W sprawozdaniu do Stolicy Apostolskiej (z lat 1939-1941) Ksiądz Biskup dotknął tej bolesnej sprawy. Władze sowieckie fakt ten poczytały mu za zdradę na rzecz Watykanu. Między innymi był do pretekst uwięzienia w 1945 r.
Życie głębią człowieczeństwa nie pozwoliło Księdzu Biskupowi być obojętnym na traktowanie ludzi w sposób poniżający, nieludzki, choć mógł spodziewać się najgorszych rzeczy. Nie ugiął się przed strachem, ale z odwagą i godnością domagał się o należne człowiekowi prawo. O pełnym godności odniesieniu do człowieka zaświadczył niejednokrotnie w poniżających warunkach więziennych, zajmując ostatnie miejsce obok cuchnącej „paraszy”. Tracąc niejako samego siebie dawał tym samym świadectwo o wielkiej godności człowieka.
Ks. Władysław Bukowiński naoczny świadek więziennej doli, w swoim obszernym wspomnieniu napisał: „Wobec naszych współtowarzyszów Ks. Biskup taką stale stosował taktykę: sam pierwszy nigdy nikomu nie narzucał się.. lecz każdemu życzącemu [k. 27] sobie tego, udzielał się bardzo chętnie, a zawsze z wytworną uprzejmością… Po otrzymaniu paczki dzielił ją na dwie części. Jedną część zostawiał dla siebie i dla nas Księży, a drugą przeznaczał dla naszych współtowarzyszów, a szczególnie tych, co nigdy paczek nie otrzymywali.” Dalej ks. Bukowiński opisuje, że przywódca „żulików” Wołodia wykazywał niezadowolenie, iż Ks. Biskup dzielił się z wszystkimi. Pewnego razu dostrzegł Włodia, że spleśniałą bułkę wyrzucił ks. Biskup do odpadów. Była to doskonałą okazja do uczynienia ataku na sędziwego Księdza Biskupa. Aby wyjaśnić Ksiądz Biskup spokojnie podszedł do wszystkich z którymi się dzielił, do Włodii też zadając mu pytanie „co byś zrobił gdybyś na drugi dzień zobaczył zepsutą bułkę, czy byś jej nie wyrzucił?” Wówczas Wołodia odpowiedział twierdząco czując się całkowicie pokonanym. W końcu ten „wyrafinowany” egoista oświadczył: „gdybym ja wiedział, jaki to człowiek, to ja bym w ogóle nic nie zaczynał”. Żulicy (chuligani) też powtarzali: „umnyj starik, zamieczatielnyj starik” – znakomity, świetny.
„gdy zabrano od nas naszego Księdza Biskupa – pisze ks. Bukowiński – to jego miejsce w kącie zajął pewien młody wielki chłopak. Nie miał on nic wspólnego z żulikami. Powstało ogólne głośne wołanie z najgłośniej wołali żulicy: „patrzcie kto zajmuje miejsce po biskupie. On nie jest godzien być na miejscu takiego człowieka… właśnie takiego człowieka”. Ci co tak wołali, mieli bardzo słabe albo żadne pojęcie o tym, co znaczy kapłaństwo, a tym bardziej jego pełnia biskupstwo. Ale ks. Biskup Szelążek zaimponował im i wzbudził w nich jakieś lepsze, szlachetniejsze uczucia właśnie dlatego, że pokazał wszystkim „takiego człowieka” w bardzo trudnych i poniżających warunkach więziennych. (ks. W. Bukowiński, Wspomnienie).
Ks. Biskup A. Szelążek, w oparciu o łaskę Bożą do końca życia udoskonalał swoje człowieczeństwo. Mimo wielu cierpień i doświadczeń zawsze był wrażliwy na obecność i potrzeby drugiego człowieka. Postawę tę podbudowywał stałym kontaktem z Bogiem, co potwierdza świadectwo siostry zakonnej z życia codziennego: „Postać Ks. Biskupa bardzo mi się podobała, bo był bardzo przystępny i pobożny. Prosiłyśmy więc Ks. Biskupa aby został naszym spowiednikiem.. Lubiłyśmy patrzeć na tę postać, z której jakby promieniowała nadprzyrodzoność. Zawsze budowałyśmy się jego postawą i pobożnością z jaką odprawiał Mszę. św. Był nadzwyczaj skupiony i zatopiony w Bogu. Tak rozmodlonego widywałyśmy go bardzo często w ciągu dnia. To postać całkowicie zdana wolę Bożą, którą cenił nade wszystko. Nie miał żalu do żadnych osób, które go uwięziły i źle traktowały. Nie pozwolił nic ujemnego powiedzieć o tych osobach. Sam zaś powtarzał: „Tak musiało być, taka była wola Boża, taki był dopust Boży! Na częstych, nawet codziennych spacerach nie wypuszczał z rąk różańca. [k. 28] Kontemplował przyrodę i zachwycał się pięknem nieba i słońca. Siostrze, która przysłaniał przesłonecznione okna mówił: „niech Siostra nie zasłania mi nieba i pięknego krajobrazu…” W obcowaniu z osobami był bardzo delikatnym miły, uprzejmy, pełen prostoty i taktu. Miał ogromny dodatni wpływ na księcia Janusza Radziwiłła. Stracił on wszystko na wschodzie i był bardzo załamany. Ksiądz Biskup potrafił tak wpłynąć na niego, że spokojnie pogodził się z wolą Bożą. Uderzał nas bardzo stosunek Księdza Biskupa do Księży. Był to stosunek ojca do dzieci. Nie tylko był do dyspozycji swoich kapłanów ale i osób cywilnych, które go odwiedzały. Zawsze znajdował dla nich czas… Spowiadając niewiasty – prosił Siostry, aby nie zamykały drzwi do jego pokoju. Nie chciał aby rzucać jakieś podejrzenia. Ksiądz Biskup lubił żartować i był bardzo dowcipny. Nie lubił, gdy Siostry głośno wypowiadały się na temat jego pobożności. Ale żeby nie urazić nikogo, mówił żartobliwie śmiejąc się: „szapla papla – módl się za nami!” Lubił bardzo zwierzęta – osobiście karmił je podczas spacerów. W czasie spacerów nawiązywał kontakty z pracującymi w polu robotnikami. Interesował się ich rodzinami i życiem religijnym. Ksiądz Biskup był wielkim czcicielem św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Miał u siebie w salonie jej obraz, który Siostry ubierały kwiatami. Tak sobie przypominając postać ks. Biskupa A. Szelążka nie mogę nic ujemnego powiedzieć o nim. Nie było tam nic takiego, co zasłużyłoby na krytykę lub nagany. To osoba bardzo świątobliwa (s. Myra Franciszkanka, Wspomnienie, Orlik 29.10.1985). Siostra Myra była przełożoną na placówce SS. Franciszkanek w Bierzgłowie dlatego jej obraz może być mniej adekwatny do rzeczywistości – choć nie znaczy, że nieprawdziwy. Zetknięcie się z osobą Księdza Biskupa było na pewno z pewnego dystansu, co sprawia, iż ocena może być bardziej dodatnia.
Podobny obraz o bardziej wyczulonym odcieniu „maluje” s. Adriana Franciszkanka, która bezpośrednio, na co dzień, po wielekroć razy była w kontakcie z ks. Biskupem, jako jego pielęgniarka. Codzienność ma to do siebie, że jesteśmy bardziej wrażliwi i bardziej krytyczni, a nawet powściągliwi co do pozytywnych ocen. Dlatego prawdziwość obrazu człowieczeństwa ks. Biskupa będzie zawierać rysy bardziej rzeczywiste, realne, bo dotykające spraw często bardzo osobistych a nawet intymnych. Nie będę akcentować i przytaczać tych cech człowieczeństwa ks. Biskupa na które zwróciła uwagę s. Myra, ale wypunktuję te, o których nie wspominała lub specjalnie pominęła milczeniem. „Ks. Biskup był niskiego wzrostu, postać drobna i szczupła. Chodził bardzo prosto. Siedząc nigdy się nie opierał plecami. Zawsze skromny, pokorny, prosty, delikatny… nigdy się nie skarżył i nie narzekał – przeciwnie, był bardzo cierpliwy. Krył się w swym cierpieniu, aby nie sprawiać kłopotu swoją osobą. [k. 29] Nie widziałam go smutnego, zawsze był uśmiechnięty. W swej pokorze nie pozwolił mi pomóc przy umyciu nóg. Dopiero pod koniec życia – na dwa tygodnie przed śmiercią jak już nie mógł odprawiać Mszy Św., to pozwolił wszystko koło siebie robić i nogi już mu mogłam umyć. Ale to go bardzo kosztowało. Nie pozwolił nigdy wyprzedzić się w pozdrowieniu go, sam pierwszy już z daleka kłaniał się spotkawszy kogoś. Za każdą oddaną przysługę był niezmiernie wdzięczny, dziękował po kilka razy. Za to, że Ks. Bp Kowalski – ordynariusz diec. Pelplińskiej przyjął go wraz z Księżmi z diec. Łuckiej – do swojej diecezji, w każdą niedzielę razem z siostrami odmawiał wspólnie (przewodniczył) różaniec w intencji Ks. Bpa Kowalskiego. Był bardzo energiczny i stanowczy. Nie rozczulał się nad sobą, cierpiał cicho w milczeniu. Niezmierną radością napełniało go to, że Księża często go odwiedzali. Cieszył się wówczas i był bardzo gościnny, przy stole sam osobiście nalewał gościowi zupę i podawał potrawę. Księża kochali go jak ojca. Na uwagę zasługuje wielka przyjaźń pomiędzy Księdzem Biskupem a Kanclerzem Szychem. Te dwie osoby kochały się jak ojciec z synem. Aż miło było patrzeć na to. Po śmierci swego ukochanego przyjaciela i opiekują – jak go nazywał, zdrowie ks. Biskupa zaczęło coraz bardziej podupadać. Wstawał bardzo wcześnie – o czwartej rano. Mówił, że źle sypia więc się modlił, odmawiał brewiarz dużo czytał. Pewnego razu w rozmowie prosił mnie abym go uprzedziła i przypomniała o zbliżającej się śmierci. Obserwując Ks. Biskupa w ostatnich dniach jego życia zauważyłam, że życie dobiega końca. Powiedziałam ks. Biskupowi delikatnie, że dobrze by było, aby ks. Moszkowski (proboszcz) zaopatrzył Ks. Biskupa olejami świętymi. Ks. Biskup popatrzył na mnie badawczo, zastanowił się chwilkę i powiedział zdecydowanym i stanowczym – takim nakazującym głosem: „Siostro, proszę zaraz wezwać ks. Moszkowskiego, aby namaścił mnie olejami świętymi”. Poprosiłam. Na drugi dzień Ks. Biskup A. Szelążek zmarł. Śmierć miał lekką – jakby zasnął spokojnie. Był to luty 1950 rok. Na pogrzeb przyjechał Książe Janusz Radziwiłł. Było dużo kapłanów i ludzi. Mowę żałobną wygłaszali: Ks. Prymas Stefan Wyszyński i ks. Biskup Kowalski. W oczach moich to postać bardzo wzniosła i budująca swoją pokorą, pobożnością i prostotą. Wszyscyśmy się bardzo budowali jego osobą. Jeszcze teraz mam na żywo w pamięci jego czcigodną osobę.” (s. Adriana Fr., Wspomnienie, Orlik 29.10.1985).
Wszystkie ukazane i analizowane przeze mnie fakty, dotyczące życia i działalności ks. Biskupa A. Szelążka, na pewnym odcinku, są świadectwem, że był człowiekiem wielkiego formatu. Jego życie i postępowanie było zakotwiczone [w Bogu].
Na podstawie archiwalnych pism opracowała
(-) s. Sabina Gumkowska od Krwi Przenajdroższej