Ks. bp A. P. Szelążek, biskup łucki, List pasterski o ustanowieniu św. Teresy od Dzieciątka Jezus Patronką Diecezji Łuckiej, Łuck, 30 września 1928, Jednodniówka, Łuck, 3 październik 1928, s. 1 – 6.
Czcigodnemu Duchowieństwu i ukochanym Wiernym Diecezji Łuckiej
Pozdrowienie w Panu!
Radość niezmierną zwiastował nam dekret Stolicy Apostolskiej z dnia 14 grudnia 1927 roku, nadesłany obecnie, a zawierający zatwierdzenie św. Teresy od Dzieciątka Jezus na Patronkę Diecezji Łuckiej. Głos Ojca Świętego jest wyrazem woli Bożej. Opatrzność zrządziła, że najbardziej wysunięta na wschód Europy placówka katolicyzmu stanęła pod bezpośrednią opieką tej, którą Pius X papież nazwał: „Największą świętą czasów obecnych”, a Pius XI:— „heroiną świętości”.
W przekonaniu powszechnym ta dziewczyna, wyniesiona na ołtarze, jest -przepięknym „Kwiatuszkiem Karmelu”. Uderza w niej przedziwny zespół głębi światła Bożego i mocy moralnej z prostotą „dziecięctwa duchowego”. Podbija serca ujmująca słodycz najwznioślejszych nakazów, których jest ona wyrazicielką w słowach i czynach. Gdy szczodrą dłonią rzuca sprzed tronu Bożego listki różane niezliczonych pomocy ludziom na tym padole płaczu, jest ona sama nadobnym kwiatem duchownym o bogatej nad wyraz koronie. Zaszczepiona ręką Stwórcy w katolickiej Francji, w rodzinie gruntownie pobożnej, skupia ta latorośl wybrana wszystkie siły w wydobyciu z głębin swego jestestwa, niezrównanej harmonii, duchowego piękna. Zdobi ona ziemię i opanowuje serca barwnym przepychem cnót, subtelną wonią ofiarnego życia, cudnym układem dziejów wewnętrznego postępu.
Znaczenie patronki naszej sięga nieskończenie wyżej ponad czar promiennej świętości. Zamiary opatrzności Bożej obejmują szerokie widnokręgi życia i sięgają do głębin najwyższych zagadnień współczesnych. Zrozumieć należy charakter obecnego momentu dziejowego, jeżeli mamy mówić o posłannictwie św. Teresy. Na tym tle patronat jej ukaże się we właściwym świetle.
W łonie wszystkich narodów i we wszystkich krajach istnieje obecnie wielkie zmaganie się o najdonioślejsze dobra; wielka praca i wielkie współzawodnictwo. Panuje przy tym wielka rozmaitość poglądów na te dobra i drogi, które mają do nich najpewniej doprowadzić, a stąd na wszystkich terenach życia wre zacięta walka ideowa, grożąca ustawicznie pokojowi zewnętrznemu. Nad chaosem tych walk i zmagań góruje bój na śmierć i życie o panowanie prawa Bożego w ludzkości. W jednych krajach wypowiedziano Chrystusowi Panu otwartą wojnę. W innych walka toczy się pod osłoną obrony społeczeństwa przed klerykalizmem, w szkole, w prawie małżeńskim, i we wszystkich punktach, co do których Kościół Katolicki wypowiada swe postulaty. Pozornie idzie o to, aby szkoła była jednolitą; aby małżeństwo było postawione pod jednoczące wszystkich obywateli ustawodawstwo świeckie; aby działalność Kościoła pozostawała w większej zależności od wymagań państwowych. Pod tą wszakże osłoną kryje się planowane na daleką metę zerwanie z Bogiem, odrzucenie Jego panowania w ustroju społecznym.
W tej walce o najwyższe ideały, w obronie prawdy staje cud wielkiej świętości, wypielęgnowanej ręką Kościoła Katolickiego. Pan Bóg wysuwa na widok publiczny niedościgłe dla sił człowieka wyżyny doskonałości, jako dowód prawdy objawionej, jako dowód boskiego posłannictwa tego kościoła, który zarówno jest jeden, apostolski, powszechny, jak jest święty. Żaden związek religijny, który by chciał uzurpować sobie miano Kościoła, nie zdoła stawić przed oczy narodów wzoru bohaterstwa moralnego swoich wyznawców, jak to czyni kościół katolicki. Ten tylko kościół Pan Bóg otacza blaskiem Swej świętości.
W świętych ukazuje Stwórca moc swoją przez wprowadzenie niejednokrotnie nawet najsłabszych istot, jak chłopca lub dziewczynki młodej na najwyższe szczeble heroizmu, na wysokie stopnie zaparcia się siebie, wyrzeczenia się posiadanych dostatków, zachowania czystości, naprawdę anielskiej, cierpliwości wśród krzyżów, miłości szczerej, nawet względem nieprzyjaciół; ukazuje Stwórca swe miłosierdzie, gdy ręką tych ludzi słabych sprawuje cuda nawróceń, gdy rozdziela niezliczone pociechy cierpiącym fizycznie lub duchowo, w niezliczonych okolicznościach, w takim nieprzerwanym łańcuchu faktów jawnych i znanych powszechnie, jakoby trzeba było uwypuklać przez wszystkie wieki spełnianie się słowa Chrystusowego: „Zaprawdę, zaprawdę Wam powiadam, kto wierzy we Mnie, uczynki, które ja czynię on czynić będzie i większe nad te czynić będzie” (Jan 14, 12).
Dziś nie ma zakątka ziemi w świecie katolickim, który by nie znał imienia Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus. Zna ją cały świat dla niezliczonych łask, które za jej wstawiennictwem Pan zsyła na ludzi. Ukryta w klasztorze, podczas ostatnich lat swego życia, znaną była ze swej świętości tylko najściślejszemu kołu osób bliskich. Z chwilą śmierci, która tak niedawno nastąpiła, bo 30 września 1897 roku, a więc zaledwie przed 31 laty, jej świętość stała się powszechnie znaną. Spełniać się zaczęły dosłownie wszystkie z kolei przepowiednie, wypowiedziane przez tę zakonnicę młodą o jej posłannictwie na ziemi.
Skromne wyznania, napisane jej ręką pod tytułem: „Dzieje Pewnej Duszy”, miały się stać i stają się powodem dobra wielu ludzi. „Trzeba – mówiła wobec zbliżającej się śmierci – trzeba ten manuskrypt ogłosić bezzwłocznie po mojej śmierci”. „On czynić będzie dobrze wszystkim bez różnicy duszom”, „ponieważ on objawi tym duszom moją drogę”. Jak święty Piotr w swym pierwszym liście (w. 15) zapowiedział, iż po swej śmierci często okazywać będzie wiernym swą pomoc i starania o ich dobro, „A starać się będę – powiada – i często mieć Was po zejściu moim, abyście na te rzeczy pamiętali” – podobnież św. Teresa od Dzieciątka Jezus zapowiedziała, że po swej śmierci doczesnej działać będzie na ziemi. „Ja przeczuwam – mówiła – że moje posłannictwo dopiero się zaczyna… Bytowanie moje w niebie zasadzać się będzie na czynieniu dobrze wśród ludzi na ziemi… Ja zstąpię…” „I nie zaznam żadnego spoczynku aż do końca świata”.
Istotnie, z chwilą ogłoszenia książki: „Dzieje Pewnej Duszy” życie św. Teresy, bogactwo jej cnót, stanęło przed oczyma wszystkich ludów. Popłynęły do niej potoki modlitw. Dziać się zaczęły i dzieją się niezliczone cuda. Tysiące i tysiące nawróceń. W chwilach ostatniej wielkiej wojny staje św. Teresa w obronie sprawiedliwości. Żołnierz francuski znajduje w tej świętej umocnienie odwagi i ratunek w niebezpieczeństwach; nie bez słuszności też jej interwencji przypisuje swoje wielkie zwycięstwo. Papieże: Pius X, Benedykt XV, Pius XI widzą w niej posłanniczkę niebios, w jej słowach – głos Boży. W roku 1923 staje ona w gronie błogosławionych; w dwa lata później – a więc w roku 1925 – w szeregach świętych; po dwóch znowu latach – 1927 r. diecezja Łucka wybiera ją na swoją patronkę. Od dawna wszystkie ściany kościoła karmelitańskiego w Lisieux pokrywają tysiące wotów. Niewiele jest kościołów na świecie, które by nie miały jej obrazu. Widzimy zawsze wielu modlących się u stóp jej ołtarzy. Nieustanne żywe kwiaty i coraz nowe wota ujawniają jej stosunek do ludzi.
Swoim życiem i cudami św. Teresa od Dzieciątka Jezus stała się nowym dowodem prawdziwości kościoła katolickiego, tego kościoła, który jej świętość zrodził, wypiastował i umocnił głoszoną przez siebie nauką, sakramentami i prowadzeniem po drodze doskonałości chrześcijańskiej.
Patronka nasza spełnia inne jeszcze zadanie dziejowe. Nie tylko jest świadkiem prawdy, lecz nadto jest dzielną jej obrończynią. W tej epoce powszechnego zeświecczenia wszystkich dziedzin pracy ludzkiej, tej tak zwanej laicyzacji, a właściwie usuwania Pana Boga z terenu objawów życia publicznego, św. Teresa staje na czele obrońców praw bożych, z hasłem na ustach, wypowiedzianym przed wiekami przez archanioła Michała: „któż, jak Bóg!” Gdy swe posłannictwo porównywa do zadań św. Joanny d’Arc, rozumie przez to misję apostolatu, w szeregu świętych niewiast, o których mówił św. Paweł: „Ze mną pracowały w apostolacie”. W tej dziedzinie ma pewność zwycięstwa. „W mojej misji – powiada – jak w posłannictwie św. Joanny d’Arc, wola Boża będzie spełniona, mimo jakichkolwiek przeszkód ze strony ludzi”. „Bóg dobry spełniać będzie w niebie wszystkie moje życzenia, ponieważ ja na ziemi nigdy nie spełniałam woli swojej”. Zgodnie z tym, co czytamy w psalmie 144-ym: „Wolę bojących się Jego pełnić będzie i prośby ich wysłucha”. „Moim mieczem – mówi dalej św. Teresa – jest miłość. „Przy użyciu tego miecza usunę co jest obcym Bogu w królestwie dusz”.
W rzeczy samej, właściwością ideowego boju, tych olbrzymich zmagań się, które się dzieją w naszych oczach, jest pewność, że musi zwyciężyć i zwycięży na wszystkich terenach życia religia prawdziwa; zwycięży prawo Boże; zwycięży Chrystus, Pan nasz. Proroczy psalm drugi i trzeci od wieków nakreślił ten wynik walki przeciwko Bogu i Jego Synowi: „Pan rzekł mi: Synem moim jesteś… dam ci w dziedzictwo narody… a w posiadanie krańce ziemi”… „Rozproszył wszystkich, którzy mi się sprzeciwiają, Boże jest zwycięstwo”… Wynik ten wystąpień przeciwko Panu Bogu zaświadczy kiedyś historia. Widzą to dziś ludzie, którzy patrzą głęboko w przyszłość. Zapowiada to z pełną świadomością objawienia św. Teresa od Dzieciątka Jezus.
W tych okolicznościach patronka nasza zstępuje na tę cząstkę naszej ziemi ojczystej, na której katolicy muszą nieledwie na wzór dawnych synów Jerozolimy wznosić mury obronne, trzymając jedną dłonią miecz – drugą kielnię. Biorąc pod swą opiekę nasze nieliczne szeregi, św. Teresa od Dzieciątka Jezus wprowadza nas na linię bojową walki duchowej, w ogień huraganowy, skierowany przeciwko katolicyzmowi przez liczne rzesze jego wrogów. Tutaj, na ziemiach Wołynia, bardziej, niż gdzie indziej ważą się losy walki o obronę kultury zachodniej przed naporem komunizmu, tutaj rozstrzygają się walki o panowanie sprawiedliwości Chrystusowej nad milionami dusz ludzkich. Te obszary rozległe, które bezbrzeżnym i bogatym krajobrazem uzmysławiają bezmiary przyszłych możliwości, te przestrzenie olbrzymie, gotowe dla posiewu prawdy, dla pługa postępu prawdziwego, oczekują na wzmożoną działalność w duchu misji, którą od Boga otrzymała święta patronka nasza. Ludzie głębiej myślący dawno już, jeszcze przed wojną światową, zrozumieli, że dla uratowania społeczeństw przed katastrofalnym upadkiem kultury, nie dość jest wysuwać na front boju moce fizyczne; nie wystarczą siły pracy umysłowej, najlepiej nawet zorganizowanej. Potrzebna jest nadto siła moralna, ugruntowana, na odwiecznych prawach bożych, aby na niej oparł się program życia ludów, powszechny ład i spokój. W tej sile moralnej – źródło niewyczerpane czynów dobrych. Bez zasad chrześcijańskich nie ma ratunku. Kto wierzy, iż człowiek sam sobie wystarczy, ten nie uświadomił sobie całokształtu zjawisk życia współczesnego.
Wszędzie, ale najbardziej na Wołyniu, oczywistym jest skupienie przeciwko nam znacznej mocy fizycznej i poważnej pracy intelektualnej, potężnie zorganizowanej. Jeżelibyśmy mieli przeciwstawiać wyłącznie podobne siły, musielibyśmy przewidzieć, że będziemy zwyciężeni. Ale obóz, nam przeciwny, pozbawiony jest najwyższej mocy – mianowicie nie chce mieć nic wspólnego z Bogiem. Świat katolicki, a więc i naród polski – w szczególności społeczeństwo szczerze katolickie na Wołyniu, wszystkie swoje usiłowania ma opierać na Bogu – z Nim iść i w Nim cele swoje osiągać.
Tak często wspominamy o walkach duchowych i o posłannictwie św. Teresy w tym zakresie, że można by stąd wynieść wrażenie jakoby rozterki społeczne miały być utrwalane. Byłby to błąd zupełny. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus ujęła w Swe dłonie sztandar Chrystusowy i stanęła na czele naszych szeregów, ale ten sztandar, to krzyż Jezusowy, z wypisanym krwią Zbawiciela hasłem miłości. Do walki wstępuje św. patronka nasza, ale jej mieczem, jak to już słyszeliśmy, jest także miłość: miłość Boga i bliźniego.
„Moim mieczem – mówi ona – jest miłość; przy użyciu tego miecza usunę, co jest obcym Bogu, w królestwie dusz. Sprawię, że ogłosicie Chrystusa Królem w swych duszach”. Istota zwycięstwa, o którym mówimy, polega na powrocie ludzi do Boga. Bojowanie, to zapalanie miłości w sercach ludzkich. Chrystus Pan to wskazał: „Ogień przyszedłem rzucać na ziemię i cóż chcę, jeno aby był zapalony”.
Postać św. Teresy od Dzieciątka Jezus zrozumiałą jest tylko na tle tego najwyższego zadania, które jasno wskazała: „Moim zadaniem jest sprawić, aby miłowano Boga, jak ja Go miłuję”. W tej miłości zatopiona, dla niej żyła i żyje. Płomieniami miłości nadziemskiej chciałaby na sercach ludzi wypisywać wielkie Imię Boże; nią przepoić całą umysłowość ludzką.
Po natchnionych piewcach tej cnoty, która będzie treścią życia w niebie – po św. Pawle, św. Bernardzie, św. Franciszku serafickim, św. Franciszku Salezym, w osobie św. Teresy od Dzieciątka Jezus ten akord niebiański z nową dźwięczy mocą i w nowym brzmi układzie. Jakkolwiek w naukach, wykładanych przez kaznodziejów, często słyszymy rozwijany temat o miłości Bożej, świat wszakże dalekim jest od zrozumienia jej istoty. Zna jej objawy, a nie wciela ich w życie, bo znacznie oddalił się od przenikania najgłębszej właściwości tego węzła, który ma nas łączyć z Bogiem.
Koleje życiowe zatarły w duszach ludzkich przez szeregi wieków poczucie synostwa Bożego, które przywrócił nam Pan Jezus. Ludzie są dalecy od Boga; z wiary religijnej wysnuwają w swej podświadomości głęboko tajony rachunek, że trzeba słuchać się Boga, bo inaczej nie unikniemy złej doli. Istnieje zatem w duszach rachunek i strach. Słowem – służalczość – a nie synostwo. Prawie nie ma tego stanu duszy, który w dziecku góruje ponad wszystkimi uczuciami w odniesieniu do matki i ojca.
Czy jest to synowska miłość względem Boga, gdy człowiek wierzący jest zamknięty w orbicie własnych zainteresowań, a niewiele się troszczy o losy dzieła zbawienia, które Bóg-Człowiek okupił swoją śmiercią? Gdy obojętnie przechodzi obok faktu, że znaczne odłamy społeczeństwa katolickiego stygną w wierze, coraz bardziej zatapiają się w mgłę obojętności religijnej, nie chcą nawet słyszeć o sakramentach świętych, w swym zaś życiu doczesnym nie myślą o stosowaniu etyki chrześcijańskiej; gdy obojętnie patrzy, że niezmierne tłumy, pochłonięte przez długotrwałe błądzenie po bezdrożach, utraciły świadomość swego przeznaczenia; może traktuje to zjawisko, jako należące do zwykłego porządku rzeczy. Dla dobrego syna taki stan spraw ojcowskich byłby źródłem niewysłowionej udręki; jego osobiste sprawy przeszłyby w cień, na plan drugi; wszystko by poświęcił, aby obronić cześć ojca.
Syn dobry ani na chwilę także nie traci zaufania do ojca, choćby dla swych przewinień odbierał od niego jakieś kary, bo nade wszystko jest pewien nieskończonej miłości ojcowskiej. Bliskość stosunku rodziców i dziecka we wzajemnym oddaniu się tych istot tak jest zazwyczaj silna, że nie waży się nikt naruszyć tego stosunku, bo pewien jest, że się spotka z silnym odparciem.
W duszach katolików musi zbudzić się prawdziwie synowskie przywiązanie do Pana Boga, najpełniejsza ufność, bezgraniczne zdanie się na wolę Bożą. Musi wrócić zrozumienie i wykonanie tego ostrzeżenia Pana Jezusa: „Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego” (Mk 10, 15). Serca twarde i zimne w stosunku do Boga, zapłonąć muszą prawdziwym uczuciem najwyższej miłości dla Niego; stopnieć muszą zwały lodowe, które otaczają dusze nasze, w dziedzinie obcowania z Chrystusem Panem; zacząć trzeba tu na ziemi życie, które będzie źródłem szczęścia bez miary w życiu przyszłym; trzeba Panu Jezusowi okazać i udowodnić, że nie jesteśmy zamknięci w trosce o własne dobro, lecz że jego sprawy są naszymi sprawami, że ponad wszystko troszczymy się o to, aby dzieło zbawienia, dokonane przez Chrystusa Pana, było przez ludzi wykorzystane tak, jak On tego pragnie.
Dla ożywienia ufności synowskiej względem Boga, natchnął Duch Święty w czasach ostatnich wprowadzenie czci Serca Jezusowego.
To zadanie również pełni św. Teresa od Dzieciątka Jezus. „Czuję – mówiła ona przed śmiercią swoją – czuję, że moja misja ma się dopiero zacząć, że mam dać duszom swoją „drożynę” – „drogę dziecięctwa duchowego”, która jest drogą ufności i całkowitego zdania się na wolę Bożą”.
Ileż to pociechy w tych słowach dla nas wszystkich; dla upadłych i dla tych, którzy z trudem dźwigają się po drodze doskonałości chrześcijańskiej. Bez trwogi idźcie grzesznicy do Boga, bo to Ojciec najlepszy. Z ufnością posuwajcie się naprzód wy wszyscy, którzy łakniecie i pragniecie sprawiedliwości, albowiem będziecie nasyceni.
Więcej, więcej garnąć się trzeba do Boga, do stóp Jego upadać, znając swoją niegodność i winy, jak marnotrawni, ale synowie, jak dzieci, na które oczekują serdeczne, zapominające wszelkich uraz objęcia Boże; gorące uściski ojcowskie, aby już na zawsze trwała wymiana myśli i uczuć.
Czyż być może inaczej, gdy wiemy, że pomiędzy nami i Panem naszym, Jezusem Chrystusem, jest ta Matka Najświętsza, która dla wszystkich zachowuje serce matczyne, pełne miłosierdzia i współczucia; ta, którą codziennie wzywamy, jako ucieczkę grzeszników; ta, przez którą, według słów św. Alfonsa Liguorego, płyną wszystkie łaski; przez którą trafiamy do jej ukochanego Syna; ta Królowa Korony Polskiej, która jeszcze raz w dziejach ukazała wszystkim narodom, że ma ojczyznę naszą w szczególnej opiece i nie tylko wydźwignąć ją zechciała z grobu, ale zasłoniła przed zalewem barbarzyństwa. Do Niej, po Chrystusie Panu, nasze serca zwraca święta Teresa. Droga do miłości Bożej bez Maryi, Matki Boskiej, pojąć się nie da. W życiu św. Teresy cześć dla Najświętszej Maryi Panny cechuje wszystkie chwile dziecięctwa, gdy Niepokalana Dziewica cudownym uśmiechem cudownie również przywraca zdrowie małej Tereni – aż do ostatnich chwil pielgrzymki doczesnej – kiedy św. Teresa układa jeden z najpiękniejszych swoich utworów: „Dlaczego ja kocham Maryję”. Nie jest zaprawdę czcicielem św. Teresy, kto nie potęguje w sobie czci dla Najświętszej Maryi Panny.
W tym dążeniu do rozbudzenia w sercach nieskończonej ufności względem „najukochańszego z pośród wszystkich ojców”, przewodniczką jest Maryja Panna; pomocą przy Niej – jest św. Teresa od Dzieciątka Jezus.
Są oczywiście rzeczy, które my sami wykonać powinniśmy. Mylny to pogląd ,,że łaska Boża jest taką pomocą, która by niosła nas, jak matka swe dziecię na rękach, bez żadnego z naszej strony wysiłku. Kto Bogu się oddaje, kto do Niego się zbliża i chce być Jemu wiernym, ma być pewien pomocy Bożej, ale też wiedzieć powinien, że wchodzi na drogę prawdziwego męczeństwa. Pan Bóg nie pozostawia duszy w wygodnym spoczynku, lecz ją przeprowadza przez wszystkie stopnie oczyszczenia; a to dokonywać się musi drogą ustawicznej walki wewnętrznej. Daje Pan Bóg: „chcieć i wykonać” – lecz czyni to przez naszą naturę upadłą, która musi czuć ciężar walki, przeciwności, szarpania się ze skłonnością do złego. Spełnia się ustawicznie zapowiedź Ducha Przenajświętszego: „Bojowanie jest życie człowieka na ziemi”. Łaska towarzyszy w tym bojowaniu, ale nie uwalnia ani od obawy o losy walki, ani od ścierania się z własnymi namiętnościami, ani od widoku niebezpieczeństw; niekiedy łaska rozwiewa te groźne widoki, niekiedy jednak dopuszcza ból udręki wewnętrznej; niekiedy niesie ulgę, zazwyczaj jednak zostawia duszę na terenie walki, nie dając nawet poczuć swej obecności i słodyczy. Pamiętne są słowa Pana Jezusa, powiedziane św. Pawłowi: „Dosyć, ci Pawle, łaski mojej, bo cnota w słabości się umacnia”.
Droga walki wewnętrznej jest królewską drogą służby Bożej; zaszczytną jest ona; godną odważnych żołnierzy Chrystusowych; zasługującą i godną nadziemskiej słodyczy. Św. Teresa nazywa tę drogę „rozkoszną”. Nie ukrywa jej powagi, ale przez budzenie uczucia synostwa uprzystępnia w najwyższym stopniu. Ta święta dziewica, bez zgłębienia obszernych dziedzin teologii katolickiej, wypowiada w tym punkcie, jak w wielu innych, najgłębsze prawdy, oświetlone przez potężne umysły doktorów Kościoła. Zestawimy tu słowa św. Teresy od Dzieciątka Jezus ze zdaniem św. Augustyna w poruszonym przez nas przedmiocie. „Twardym się wydaje i ciężkim, mówi św. Augustyn, to, co Pan Bóg nakazał, ażeby ten, kto chce iść za nim, zaparł się sam siebie; lecz nie jest ciężką ani twardą rzecz, którą nam nakazuje ten, który jednocześnie pomaga, aby było spełnione, co nakazał” (Sermo 47 de diversis). A św. Teresa o tym mówi w następujący, przystępny sposób: „Wiele dusz tłumaczy się, że nie mają dość siły do zwycięstwa. Niechże jednak czynią wysiłki. Pan Bóg nie odmówi pierwszej łaski i doda odwagi do zwycięstwa. Jeżeli dusza odpowie tej łasce, znajdzie się w światłości. Serce się wzmacnia wówczas i postępuje ze zwycięstwa w zwycięstwo”. A w innym miejscu mówi: „Trzeba czynić wszystko, co jest w naszej mocy; dawać z siebie bez rachunku; wyrzekać się samego siebie ustawicznie; słowem, udowadniać swoją miłość wszystkimi dobrymi uczynkami, jakie są w naszej mocy. Zaprawdę jednak, gdy nasze czyny nie mają wielkiej wartości, koniecznym jest, abyśmy pokładali nadzieję w tym, który uświęca nasze dzieła, a wyznając swoją niegodność, jako słudzy nieużyteczni, wierzyli, iż Pan Bóg udzieli nam przez łaskę Wszystkiego, czego pragniemy.”
Twardą zaiste jest cnota; lecz dla wszystkich jest ona dostępną, a będąc niezawodną osłoną wszelkiego dobra, stanowi najwyższą ozdobę człowieka. Jak niegdyś, w wiekach średnich, stalowa zbroja rycerzy, inkrustowana złotem i srebrem, osypana drogimi kamieniami, pieściła wzrok, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy w blaskach słońca, dając jednocześnie obronę przed nieprzyjacielem, podobnież wyrobiona ciężką pracą – przy łasce Bożej – cnota, płonąca jasnością Chrystusową, zdobna stalą pięknych czynów, zachwyca serca, opanowuje dusze, pociąga je i w sferach niebiańskich zatapia.
Hołd nasz, oddany św. Teresie od Dzieciątka Jezus, wyrażony w niniejszym liście, nie byłby całkowitym, gdybyśmy nie wskazali najistotniejszej strony Jej duszy. Polot ducha, który podziwiamy w naszej patronce, uskuteczniany był, według wyrażenia książki O Naśladowaniu Pana Jezusa, dwoma skrzydłami: prostotą i czystością. Pierwszą zobrazowaliśmy dotychczas. Drugą musimy wskazać, choć paru słowy. Czystość. Tak, to czystość najzupełniejsza intencji; szukanie we wszystkim tylko Boga; ale także anielska cnota; niewinność serca, w najwyższym stopniu. Bez przesady można twierdzić, że jednym z powodów czułej miłości, którą Pan Bóg ubogacił serce św. Teresy od Dzieciątka Jezus, była doskonała czystość jej serca. Jest to najgłębsza tajemnica świętości. Wprowadź do życia człowieka doskonałą cnotę anielską, a z nią wejdzie do duszy cały orszak cnót chrześcijańskich, które wytworzą wysoki stopień świętości. Jeżeli kiedy, to dziś potrzebna jest pomoc naszej patronki, aby usunąć zanik tej cnoty w szerokich warstwach społeczeństwa, ożywić obyczaje, prawdziwie chrześcijańskie, przywrócić skromność w mowie, czynach, w całym zewnętrznym zachowaniu się ludzi. Atmosfera duszna i nieczysta panuje na świecie. Moda, albo jakieś dziwne względy, obce duchowi chrześcijańskiemu, sprawiły, że zarówno młodzież, jak i osoby w wieku podeszłym, swoim strojem, formami zewnętrznymi, uczęszczaniem na nieodpowiednie widowiska, czytaniem sensacyjnych powieści, zaprzeczają elementarnym zasadom nauki chrześcijańskiej o obowiązującej nas skromności. W wielu duszach zjawia się pożądanie czystego powietrza. Ten powiew z nieba chwytany jest spragnioną piersią przez wielu; wielu jednak, i bodaj przeważna część ludzi, nie ma odwagi zerwania z pętami mody, aby się nie ośmieszyć w oczach ogółu, który jakoby te formy narzuca z nieubłaganym despotyzmem.
Niechże ci wszyscy, którzy pragną być czcicielami świętej Teresy i chcą zbliżyć się, za jej przykładem, do Jezusa i Maryi, niechże ci wszyscy zrozumieją, że nie są jej miłymi ani szczerze czcić jej nie chcą, dopokąd nie zdobędą się na odwagę odrzucenia tego sposobu postępowania, który innych gorszy i utrwala naganne zwyczaje w społeczeństwie. Nie jest czcicielem naszej patronki, kto w duszy zachowuje jakikolwiek ślad naruszenia anielskiej cnoty.
Pozostaje nam wysunięcie ostatecznego wniosku.
Jest on oczywistym.
Niech nikt w diecezji nie zawaha się poznać życia św. Teresy od Dzieciątka Jezus i tej drogi, którą ona nakreśliła, a która prowadzi do Świętości. „Wszyscy, bez wyjątku, według wskazania Ojca Świętego, Piusa XI, bezwzględnie obowiązani są dążyć do tego celu”. (Enc. Rerum Omnium 1923).
Droga dziecięctwa duchowego dostępna jest dla wszystkich ludzi bez różnicy wieku i stopnia oświecenia, jak to sama święta patronka nasza wskazuje: „W mojej drożynie są tylko rzeczy zwykłe; trzeba, żeby wszystko, co ja czynię, mogły spełniać dusze najprostsze”. Droga ta wyrokiem Stolicy Apostolskiej uznaną została za najbezpieczniejszą. Oto słowa Benedykta XV, papieża. „Wierni we wszystkich narodach niech wejdą odważnie na tę drogę” (14/VIII 1921).
Wzywam Czcigodne duchowieństwo i wiernych, aby modłami do tej świętej Patronki błagali nieustannie o pomoc, tak bardzo potrzebną nam wszystkim, którzy na tych Kresach przebywamy; o pomoc we wszystkich sprawach duchownych i ziemskich; niech błagają o opiekę nad całym Kościołem Katolickim w Polsce; o opiekę nad ukochaną Ojczyzną naszą. Niech ludzie upadli odważnie powstaną z grzechów; obojętni w wierze, zaniedbani w pełnieniu obowiązków religijnych, niech powrócą do szczerej religijności i innych niech swoim przykładem budują, aby ta ziemia wołyńska stała się ojczyzną świętych, dzielnicą, ubłogosławioną przez Boga.
Do Ciebie, św. Tereso od Dzieciątka Jezus, zwracamy się z pokorną prośbą, o szczególny patronat nad nami. Osłoń nas od niebezpieczeństw wszystkich, tak duchowych, jako też doczesnych; pokieruj sprawami diecezji dla większej chwały bożej i dopomóż osiągnąć te zadania, które społeczeństwu katolickiemu na Wołyniu wyznaczyła opatrzność Boża, nieustannie rozsiewaj w diecezji, Tobie oddanej, listki różane dobrodziejstw i błogosław. U stóp ołtarzy twoich korząc się, imieniem swoim, duchowieństwa i wiernych ślubuję Ci zachowanie twych świętych wskazań, aby wszystkie serca zapłonęły tą miłością Bożą, którą w nich zapalać pragniesz. Amen.
Dan w Łucku, 1928 roku, w rocznicę śmierci Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus.
† (-) A. Szelążek
Biskup Łucki