Ks. bp A. P. Szelążek, biskup łucki, List pasterski z okazji 10 rocznicy Zmartwychwstania Polski [odzyskania niepodległości], Łuck, 11 listopada 1928, Miesięcznik Diecezjalny Łucki 3(1928) nr 11, s. 1-15.
ADOLF PIOTR
SZELĄŻEK
Z BOŻEJ l STOLICY APOSTOLSKIEJ ŁASKI
BISKUP ŁUCKI
Dr Św. T.
Czcigodnemu Duchowieństwu i Najdroższym
Wiernym Diecezji Łuckiej
Pozdrowienie w Panu!
Hymn triumfu i ekstazy radosnej, pieśń pełni życia, okrzyk szczęścia i bezmiar dziękczynienia wkłada naród polski w uroczyste słowa Te Deurn laudamus w dniu dziesiątej rocznicy odzyskania niepodległości.
Dzięki Ci, Boże, i żeś przywrócił Ojczyźnie naszej wolność; iż ją umacniasz i do wielkiej przyszłości prowadzisz.
Radości hymn śpiewamy całą duszą, całem jestestwem swoim; ogrom uczuć chcielibyśmy przelać we wszystko stworzenie, aby z nami niosło podziękę do Tronu Bożego; chcielibyśmy z milionami serc zespolić wszystkie chóry anielskie, wszystkie szeregi świętych, aby niebo i ziemia wspólnie obchodziły to święto miłosierdzia Bożego. O jakże pragniemy, żeby tę radość widziały wszystkie pokolenia przodków naszych! Ci, co w [s. 2] listopadowych i późniejszych porywach do wolności życie swe nieśli w ofierze dla Polski; co pracą ciężką w szary dzień niewoli wykuwali dzisiejszą samodzielność, a szli do grobu, nie widząc owoców swoich wysiłków i choćby tylko przedświtu zmartwychwstania.
W dniach, które całej przyrodzie zwiastują początek zimowego letargu, gdy śmiejące się ku słońcu kwiaty schylają swe korony w przedśmiertnym dreszczu, zajaśniała narodowi polskiemu zorza powstania z martwych.
Szczęśliwy naród, który tej radości staje się uczestnikiem (ps. 88).
Szczęśliwi jesteśmy, bo mamy dotykalny dowód obecności Boga wśród nas, Jego opieki, Jego dobrotliwych zamiarów względem narodu polskiego. Jeżeli przed stu laty spełniły się groźne przepowiednie ks. Piotra Skargi, zgodnie z prawem, które podaje księga Ekklezjastyka: „królestwo przenosi się od narodu do narodu dla niesprawiedliwości i krzywd i potwarzy i dla rozmaitych zdrad” (Eccli. X), to znowu stawia nam dziś Stwórca przed oczy inne odwieczne swe prawo: „Gdy słuchać Pana Boga będziesz, uczyni cię Pan Bóg wyższym nad inne narody na ziemi..” (Deut. XXVI).
Promienną chce Bóg uczynić Polskę w przyszłości; promienną szczęściem; promienną wszystkimi blaskami ideału i trwałości.
Takiej Polski oczekiwały przeszłe wieki. Ideałem chciały ją mieć, tę Ojczyznę naszą ukochaną! Wcieleniem dobra we wszystkich zakresach życia,… uszczęśliwiającą; niosącą światło prawdy i bezpieczeństwo sprawiedliwości; widzieć w niej chciały nie siłę, druzgocącą sąsiadów, lecz moc, pociągającą do współżycia i współpracy.
„Obecnością Bożą rozradowani” („Praesentia Dei delectati” II Machab), świadomi jesteśmy, że [s. 3] On toruje nam drogę bytu. Jeszcze wprawdzie zwały chmur zalegają firmament życia, jeszcze przewalają się złe, ciemne opary, niosące może niespodziane gromy, chcące może zmieść z powierzchni ziemi naszą budowę, mierzące może na zdruzgotanie w niwecz tych posad, na których dom ojczysty spoczywa, aby się spełniły marzenia wrogów Polski o tymczasowości tego Państwa … Ale z nami Bóg! On tarczą naszą! On pokojem i bezpieczeństwem! Do dziejów Polski niebiosa wcielać poczęły uszczęśliwiające słowa Ducha Przenajświętszego, zawarte w psalmie 88-mym:
Zmiłowania pańskie opiewać będę… na wieki.
Szczęśliwy naród, który tej radości staje się uczestnikiem.
W jasności oblicza Twego Panie postępować będą… w sprawiedliwości niesieni.
Ponieważ chwałą ich mocy Ty jesteś…
Tedy rzekłeś:… ramię moje wzmocni je.
Nic nie zdoła wróg jego, ani nie zaszkodzą mu zasadzki człowieka niegodziwego…
Z przed oblicza jego wyrzucę jego wrogów, a tych, którzy go nienawidzą, zmuszę do ucieczki…
Na wieki zachowam mu miłosierdzie moje, a zakon mój wiernym mu będzie…
Na wieki więc śpiewać będziemy zmiłowania Pańskie.
Jakże nie chować wdzięczności i miłości względem tych, których Bóg wybrał na Swe narzędzia do wypełnienia planów Swej Opatrzności względem narodu polskiego!
Do nieśmiertelności w pamięci ludzkiej przejdą postacie wykonawców woli Bożej, – tych współtwórców Państwa Polskiego. Imiona ich są na ustach wszystkich ludzi i w Polsce i na całym okręgu ziemi. Imiona ich wiecznie trwać będą przed [s. 4] obliczem Bożym w ofiarnej modlitwie, którą za nich składać będzie polski ogół katolicki.
Mamy więc silną, niezachwianą wiarę w promienną przyszłość Polski.
Ale ta wiara, to nie jest pokój martwoty; nie jest ślepym optymizmem, który już się czuje u celu, gdy ma do niego zaledwie utorowaną drogę. Jak pokój prawdziwy nie spada z niebios niespodzianie, lecz jest dziełem wielu wysiłków i ogromnej, zgodnej współpracy wszystkich czynników życiowych, tak ostateczny triumf naszej Ojczyzny będzie wynikiem wielkiej pracy, wielkiej czujności i oddziaływania na wszystkie dane dnia każdego.
Pan Bóg ustawicznie budzi tę czujność; ustawicznie posyła ludzi, którym wkłada obowiązek rzucania ostrzeżeń we wszelkiej formie, dostępnej dla umysłu ludzkiego. Stawia swych posłów, których wiąże prawo Ducha Świętego: „Przepowiadaj słowo, nalegaj w czas, nie w czas: karz, proś, łaj z wszelką cierpliwością i nauką” (II. Tymot. IV. 2). l w dobie obecnej, we wszystkich zakątkach ziemi polskiej, padają z ust kaznodziejów – misjonarzy Kościoła Katolickiego palące wskazania, ognie oczyszczenia, gromy, mogące zdruzgotać w niwecz bożyszcza współczesnej namiętności. Idą w dziedzinę umysłowości naszej ostrzegawcze pisma nie tylko pasterzy, ale także wybrańców elity świeckiej katolickiej.
Obyż tylko tych głosów słuchać chciano! Obyż tylko niebezpieczeństwa współczesne chciano widzieć! Obyż tylko mówić chciano, bez względu na możność utraty popularności! Z ducha ciemności rodem jest zasada, która jako tajemnicę szczęścia wskazuje: „Nic nie widzieć, nic nie mówić, nic nie słyszeć.” [s. 5].
Pasterski obowiązek, według przytoczonych wyżej słów Pisma Świętego, — nie może tolerować tej zasady. Nigdy pieściwymi słowy nie będziemy kołysali dusz do snu bez troski, gdy nastała godzina wzmożonej pracy; nigdy kłaść dłoni, zdobnych w aksamit, na oczy, gdy budzić raczej i podnosić trzeba opadające znużeniem powieki, abyśmy w całej pełni dojrzeli i ocenili czające się w zakamarkach życia przepaście.
Promienną chce Bóg uczynić Polskę; ale trzeba, żebyśmy sami tej Polski promiennej chcieli; żebyśmy złym użyciem wolności nie przeszkodzili tej woli Bożej. Trzeba, żebyśmy stanęli do warsztatu pracy nie dla swego, lecz dla Ojczyzny dobra, — i uczynili wszystko, co tylko jest w mocy naszej. Trzeba, żebyśmy zdobyli się na zgodny wysiłek dla zwalczania tych trudności, które z wielu stron mogą zagrozić Matce naszej – Ojczyźnie.
Niebezpieczeństwa są liczne. Grożą zarówno wiecznemu zbawieniu dusz, jak i bezpieczeństwu tej Matki. O tych bowiem tylko niebezpieczeństwach mówić mamy obowiązek.
Z jednej strony, od zewnątrz zapowiedziano otwarcie zwalczanie w naszym kraju religii; z innej strony, również głoszone jest to samo hasło, jakkolwiek w osłonie zeświecczenia objawów życia publicznego. Wewnątrz istnieją jeszcze pozostałości dawnych wad narodowych, pojawiają się nowe i groźniejsze od dawnych, które są nade wszystko grzechami, a jednocześnie stanowią głębokie rany w organizmie narodowym.
Ostatni kongres międzynarodowego komunizmu, odbyty w Moskwie, bez żadnej osłony ogłosił uchwałę, wprowadzającą „do bojowych postulatów programu komunistycznego — walkę z religią. Odtąd walka z religią jest zadaniem nie tylko rosyjskiego komunizmu, ale wszechświatowego ruchu rewolucyjnego. Tym sposobem komintern ogłosił [s. 6] wojną religii, wojnę systematyczną, niezachwianą i bezwzględną. Front antyreligijny ma być rozszerzony na skalę międzynarodową, tak samo zupełnie, jak cała rewolucyjna walka klasy roboczej”. Po tej samej linii idą wskazania z innej strony, przyjmowane u nas bodaj z dobrą wiarą przez pewne odłamy społeczeństwa, o usunięciu z pod wpływu religii objawów życia publicznego. Uchwała o zniesieniu znanego okólnika w sprawie szkolnej, podnoszone ustawicznie w prasie domagania się nadania małżeństwu charakteru całkowicie świeckiego, ataki na przysięgę, walka ze znakiem Męki Pańskiej, — nie dadzą się inaczej tłumaczyć, jak tylko uskutecznianiem jakiegoś planu, narzucanego nam wbrew religijnemu charakterowi Konstytucji, którą naród polski uchwalił.
Wewnętrznych chorób wielu pozbyliśmy się całkowicie lub w znacznej mierze. Skarga w swych kazaniach sejmowych wytknął narodowi: brak miłości Ojczyzny, brak jedności, naruszenie religii katolickiej, osłabienie władzy, niesprawiedliwe prawa i grzechy jawne.
Sto kilkadziesiąt lat niewoli starły w charakterze narodowym wiele wad i chorób; wieleśmy zapomnieli i wieleśmy się nauczyli, Nie ci ciemięzcy, którzy rozszarpali nasz organizm państwowy, byli nam nauczycielami; ale niedola nas leczyła i pouczała; te doświadczenia, które z rąk Stwórcy szły na nas koleją bolesnych a zbawiennych lekcji. Wyzbyliśmy się braku patriotyzmu. Minęły bezpowrotnie czasy, kiedy synowie tej ziemi mówili: „Co mnie po Rzeczypospolitej, kiedy ja mam się źle, a tego nie mam, czego pragnę”. Nieustannie proklamowana, wszędzie i we wszystkich okolicznościach miłość Ojczyzny — nie tylko przeniknęła umysły synów tej ziemi, ale i serca. Idzie nam obecnie o doskonałość tej cnoty i jej wysoki poziom. Dużo w tym zakresie wyjaśniły doświadczenia [s. 7] nie tylko nasze, lecz i narodów ościennych. Wyzbyliśmy się bezgranicznej prywaty, która najpierw pozbawiła potężną niegdyś Rzeczpospolitą jej mocarstwowego charakteru a wreszcie skreśliła Polskę z widowni dziejów. Lecz znowu zrozumiano, że nie może być brany wyłącznie ani Skargowski postulat, „Gdzie dobro publiczne,- tam dobro prywatne” ani przeciwna zasada, —„Gdzie dobro prywatne,—tam dobro publiczne”. Lecz iść trzeba drogą pośrednią, jak tego wymaga wzgląd na pomyślny rozwój gospodarstwa narodowego; przy czym dobro całości musi być stawiane wyżej nad zachowanie dobra części.
Zanikł — egoizm klasy jednej społecznej, stanu szlacheckiego. Dążymy wytrwale do złagodzenia egoizmu partyjnego, który równie może być szkodliwy, jak stanowy.
Zanikł ucisk i poniewierka klasy pracującej. Zrównanie praw, szereg ustaw ubezpieczeniowych i ustawiczny postęp na drodze podniesienia dobrobytu i oświaty, zaspokojenia wszystkich potrzeb kulturalnych braci naszej roboczej — urzeczywistniły w całej pełni ten ideał, którego spełnienie wywalczał szereg kaznodziejów polskich od XVI wieku,— który w naszych czasach wskazywał Leon XIII Papież w encyklikach: Rerum novarum i Graves de communi; — po nim zaś Pius X, dając potężny impuls do gruntownych reform społecznych.
Nie wszystkie jednak uleczone są rany…
Niema najpierw jedności. A to poważne niebezpieczeństwo.
Gromił ojców naszych w kazaniach sejmowych ks. Skarga, rokując ostateczną ruinę Rzeczypospolitej dla niezgody, panującej w narodzie. Boć przecież podziały w ludziach,—to już podziały Ojczyzny, która nie samem terytorium stoi, lecz zespołem [s. 8] narodu. Groził więc; do ostrzeżeń Bożych odwoływał się, wskazując na proroctwa Ozeasza: „Rozdzieliło się serce ich; teraz poginą” (Os. X); wskazywał na słowa Chrystusa Pana o nietrwałości królestwa, które jest samo w sobie podzielone; uderzał w przyczynę; główną sporów, z całą jasnością podaną przez ów. Jakuba Apostoła: ,,Jeśli zazdrość gorzką macie i spory byłyby w sercach waszych, nie chciejcie się chlubić i kłamcami być przeciwko prawdzie. Albowiem nie jest to mądrość, z góry zstępująca, ale ziemska, cielesna, diabelska. Bo gdzie zazdrość i spór, tam niestateczność i wszelka zła sprawa” (Jak. III. 14-16). Ze łzami żalu przez sto lat niewoli czytaliśmy te ostrzeżenia, które żywo stoją w pamięci wszystkich, i ten straszny wyrok, który tak bardzo odwrócić pragnął natchniony kaznodzieja: ,,I ta niezgoda przywiedzie na was niewolę”. Mówił to, aby ten wyrok odwrócić!
Niestety, nawoływanie ks. Skargi nie sprowadziło naprawy złego. Historia nie poszła za głosem Skargi—i widzieliśmy żelazną konsekwencję dziejów.
Obecnie, gdy znowu to zło tkwi w organizmie społecznym, nie przestaniemy nawoływać do jedności, do zgody, do ofiary z siebie, do składania na ołtarzu Ojczyzny nie tylko swej współpracy z innymi, swego zdrowia, mienia, ale nawet swych krzywd, które znieśmy w imię Boże, swych zapatrywań, których odstąpić mamy, jeżeli to nie sprzeciwi się wyraźnym wskazaniom sumienia, urobionego na prawie Bożym, a koniecznym jest dla zachowania jedności. Słuchajmy głosu Chrystusowego: ,,Zaprawdę, powiadam wam, iż gdyby się z was dwóch zgodziło na ziemi o wszelką rzecz, o którą by prosili, stanie się im od Ojca mojego, który jest w niebie. Albowiem, gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem [s. 9] w pośrodku ich” (Mat. XVIII. 19—20). Wysłuchajmy błagalnych słów Św. Pawła w jego liście do Efezów:
„Proszę was tedy ja, więzień w Panu, abyście chodzili godnie w powołaniu, którym powołani jesteście; z wszelką pokorą i cichością, z cierpliwością znosząc jeden drugiego w miłości, starając się, abyście zachowali jedność ducha w związce pokoju. Jedno ciało i jeden duch, jako jesteście wezwani w jednej nadziei wezwania waszego. Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden Bóg i Ojciec wszystkich, który jest nad wszystkimi i po wszystkim i we wszystkich nas” (Efez. IV. 1—6)
Uderzyć należy w przyczynę podziałów. Ich powód wskazał z całą jasnością, w dniach ostatnich, jeden, z bardzo znanych działaczów, stojący w szeregach postępowych. „W obecnej chwili ciężkich powojennych przesileń gospodarczych nie od rzeczy będzie pamiętać, że instynkt interesu zarówno osobistego jak klasowego został bardzo znacznie wzmocniony, co zgody przy różnicy zdań nie ułatwia”.
Jeżeli interes doczesny jest powodem niezgody, dążyć więc należy do godzenia interesów, stosując zasady sprawiedliwości chrześcijańskiej, najpełniej wyjaśnione w encyklikach społecznych Leona XIII i w pierwszej encyklice Piusa XI Papieża o pokoju.
Nigdy wprawdzie w zupełności nie dadzą się pogodzić interesy doczesne. Ludzi dzieli interes z natury swojej. Poza godzeniem przeto interesów doczesnych, szukać trzeba tego, co ludzi łączy. Mocy jednoczącej szukać należy; tego, co ludzi stawia ponad interesy doczesne lub klasowe.
Taką mocą jest tylko bezwzględna prawda, wskazująca naturę życia doczesnego i ostatecznych przeznaczeń człowieka [s. 10].
Tu już samorzutnie wysuwa się na widownię kwestia religijna.
Nieszczęściem jest różnowierstwo. Stwierdza tę prawdę doświadczenie wszystkich wieków. „Uczeni wykazali,—powiada pewien poważny badacz dziejów Polski,—jak bardzo różność wyznań w XVI i XVII w. zatruwała dusze, jak podkopywała i niszczyła miłość człowieka, do jak strasznych konfliktów prowadziła, jak często nie tylko kazała gwałcić prawa gościnności i brać się do korda, ale nawet rozrywać węzły rodzinne, kopiąc przepaść nieprzebytą pomiędzy rodzicami a dziećmi, braćmi a siostrami, mężem a żoną”.
A nie należy sądzić, że ówczesne czynniki publiczne przyczyniały się do tego rozdźwięku. Stały one na stanowisku słusznym i zgodnym z duchem nauki Chrystusowej. Wyraz temu stanowisku dał ks. Skarga, — on, który jednak swymi pismami i kazaniami powstrzymał w Polsce wylew protestantyzmu. ,,Wykorzeniać różnowierstwo,— mówi,— ale nie przemocą, nie żelazem, lecz życiem cnotliwym, nauką, rozprawami, łagodnym obcowaniem, namową”.
Jak dalece nawet uznawano zasadę tolerancji religijnej, stwierdza ceniony w owym czasie duszpasterz: „Insza rzecz, złe—złem mając, swym sposobem ono tolerować, gdy inaczej być nie może, a insza przeciw srogiemu zakazowi Boskiemu, złe, dobrem nazwawszy, one przypuścić i jeszcze uprzywilejować”.
Nieszczęściem jest różnowierstwo. Ono już tak dalece przez szeregi wieków wrosło w życie narodów, że tylko powolną i długotrwałą pracą da się usunąć. A dążyć do tego trzeba. [s. 11]
Jeden jest Bóg i jedna wiara (Ef. IV), jedna tylko droga prawdy, jeden Kościół prawdziwy.
Jeżeli nie ma uznania tej prawdy, — wielkie to nieszczęście, ale większe — nierównie — obojętność na sprawy wiary: indyferentyzm religijny. On jest źródłem utrwalania się różnowierstwa. Rozdziały wiary istnieją, bo ludzie raczej nie dbają o poznanie prawdy religijnej, aniżeli są w swych przekonaniach uparci i zatwardziali.
Budzić z uśpienia, rozpraszać ten indyferentyzm, — to zadanie równie wielkie, jak leczenie najcięższej niemocy.
Z dawnych niemocy jedna rozwinęła się niezmiernie. Tai się ona głęboko w życiu narodu. Nie widzi się jej i nic się o niej nie mówi. Jednak obecność jej — niewątpliwa, a zagraża bytowi narodu polskiego.
Ponad wszystkie postulaty wyższy jest ten: Naród polski istnieć powinien. Stawianie tego postulatu nie jest bezcelowym. Grożące bytowi narodu polskiego niebezpieczeństwo — nie jest wytworem imaginacji. Może dane zagadnienie sięga odległej przyszłości. Jeżeli wszakże budujemy przyszłość na długie wieki, musimy usunąć to, co na daleką metę grozi ruiną.
Przeszłość przekazała nam ten pierwszy skarb: istnienie narodu. Ten skarb współczesność winna przekazać czasom przyszłym bez żadnej ujmy. Iść mają nadal w życie nowe pokolenia bez żadnych uszczupleń, raczej wzmożone i liczebnie i tężyzną życia. Pokolenia narodu polskiego, złożone z ludzi o silnych urobionych charakterach, zdobnych we wszystkie cnoty obywatelskie, mają iść nieprzerwanym pasmem przez dalsze koleje ludzkości.
Takich Judzi, takich obywateli wychować zdolna tylko dobra, cnotliwa rodzina.
Rodzinę, zdolną do wypełnienia swych zadań [s. 12], stwarza małżeństwo, oparte o zasadę boską nierozerwalności i świętości.
Zgubę, narodowi niesie, kto narusza nierozerwalność węzła małżeńskiego.
Wrogami są Polski, którzy niszczą plan Boży w ustroju małżeństw. Miech nie sądzą, że przyczyniają się do dobra Ojczyzny twórcy praw, mających zastąpić ślubem cywilnym i rozwodem zasady Chrystusowe o małżeństwie. Bez małżeństwa świętego w swym założeniu i trwaniu, w trwaniu dozgonnym, nie da się pojąć rodzina, któraby mogła dobrze wychować dobrych synów Ojczyzny.
Zbrodnią zaś jest, w pełnym tego słowa znaczeniu, — ograniczanie potomstwa. Zapewne, karalna moc Państwa nie zdoła objąć i zniweczyć wszystkich uchybień ludzkich, wywołanych cofaniem się przed ciężarem obowiązków rodzicielskich. Niepojemność ta sankcji karnych sprowadza nowy stopień złego: oto bez rumieńca na twarzach ludzkich te rzeczy stały się przedmiotem publicznej reklamy, komercjalnych załatwień i zajęć fachowych.
Wiele się mówi, pisze, a cokolwiek — czyni w zakresie opieki nad dziećmi, przychodzącymi na świat. Dzieciom, już zrodzonym, dużo się poświęca uwagi, ale na sprawę neomaltuzjanizmu,—rzucona jest ciężka zasłona milczenia, dyskrecji i bezwzględnej tolerancji.
Następstwa tej tolerancji muszą przyjść w przyszłości.
Rola stróża moralności chrześcijańskiej, Kościoła Katolickiego, przyczyni się niewątpliwie do leczenia tej plagi.
W Imię Boże wszakże przyłożyć mają rękę do jej leczenia wszyscy, którzy poza władzami kościelnymi są powołani do czuwania nad zdrowiem moralnym ogółu. Powołani nie tylko z urzędu, ale ze zrozumienia rzeczy, z tytułu kierowania opinią publiczną, z tytułu udziału w publikacjach [s. 13], wpływu na prasę, zetknięcia się z ludźmi, którzy dla ratowania zdrowia ujawniają swe troski. Nie będzie to przesadą, gdy powiemy, że w danym zakresie winna być zorganizowana krucjata przeciwko wrogowi, który już innym narodom zachodu poważnie zagroził, a w nasz naród zapuszcza swe trujące żądła.
Prawo Chrystusowe o małżeństwie łamane jest i w innych zakresach, w dziedzinie szczególnie jego trwałości. Zamilczeć o tym nie wolno.
Do was, diecezjanie nasi najdrożsi, zwracamy się z gorącem wezwaniem, abyście przyczynili się do naprawy zachwianych obyczajów. Spełnijcie swój obowiązek! Bogu okażcie posłuszeństwo! Ojczyźnie złóżcie ofiarę, jakiej domaga się sumienie!
Przykładem dobrym niech mówią szczyty społeczne; czoło katolickiego narodu niech będzie tamą dla tej fali rozrywania małżeństw, przy użyciu choćby zmiany religii,—co pędem wielkim rozlewa się po kraju, zrywając wszystkie tamy prawa Bożego.
Obok tego nieznaną dotychczas falą rozlewa się wszędzie, – w domach prywatnych i na ulicach, na wystawach sklepowych i w teatrach, na zabawach towarzyskich, w strojach, w rozmowach tchnienie rozwiązłości obyczajów. Witryny wielu księgarni, szyby wszystkich kiosków, — cóż mają? Czym karmią ludzi przedstawienia kinematograficzne? Same ich ogłoszenia urągają postanowieniom kodeksu karnego! Tłumy ludzi wszystkich stanów i wieku płyną tymi kanałami zgorszenia publicznego…
Wszystko, co tchnie erotyzmem w piśmiennictwie zagranicznym, znajduje tłumaczów na nasz język ojczysty, bo to poczytne i momentalnie jest rozchwytywane. Prześcignąć obcych w tym powodzeniu usiłują najlepsze pióra naszych pisarzy [s. 14].
Taką atmosferą oddychające serca dalekie są od tej mocy ducha, która cechować ma naród silny i rokujący wielki swój rozrost oraz posiadający dane, do kroczenia na czele narodów o wysokiej kulturze.
Precz z tym zbiorowiskiem śmieci, co nam dom ojczysty zanieczyszcza! Obudź się do obrony czystości ogniska rodzinnego, niewinności dusz nieskalaności obyczajów każdy, kto imię katolika nosi nie bezmyślnie, każdy kto prawa, w sobie chce reprezentować postać Polaka.
Promienną chce mieć Pan Bóg Polskę, spowitą w blaski słońca, przeczystą, bez skazy. Nie zniesie więc w niej nic, co w Jego obliczu ostać się nie może: żadnego brudu, żadnego cienia grzechu, żadnej niesprawiedliwości. Ogniem nowych utrapień wypalać może będzie te niegojące się rany, jeżeli im skutecznego lekarstwa nie damy szczerą pokutą.
Promienną i Najjaśniejszą wśród wszystkich krajów chcemy widzieć tę Rzeczpospolitą. Czyńmy ją taką — przez godne tego celu własne postępowanie. Budujmy jej wzniosłość i moc we własnym sumieniu.
Bez dobrych sumień swych obywateli nie obejdzie się żadne państwo. Ono ich jednak samo urobić nie zdoła. Urabiać swe sumienia mają obywatele kraju pod wpływem łaski Bożej, przy użyciu tych środków, które Bóg wskazał.
Wiernymi bądźmy Bogu. Moc i trwałość Ojczyzny naszej słoi w prostym stosunku do wierności naszej względem Boga.
Wiernymi bądźmy i miłujmy Boga, którego miłosierdzie nieustannie nam towarzyszy. Niech przed Tron Boży płynie modlitwa czci, dziękczynienia, prośby i uznania w Nim Pana naszego. „Błogosławiony lud, którego Panem Bóg jego” (Ps. 143) [s. 15].
„Bliskim jest Bóg tym, którzy Go wzywają. Wolę; bojących się Go spełniać będzie, a modlitwy ich wysłucha i zbawi ich” (Ps. 144).
Do Ciebie. Matko Najświętsza, zwracamy się z gorącą modlitwą o wstawiennictwo za nami:
„Pomnij, o Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie że nigdy nie słyszano, aby, gdy się Polska w potrzebie pod Twoją opiekę uciekała, Twego wspomożenia błagała, od Ciebie opuszczoną była.
Taką ufnością ożywiony, o cudowna Panno Częstochowska, naród polski do stóp Twoich przypada i błagalne wznosi ku Tobie wołanie: Królowo Korony Polskiej! Królestwa swego strzeż!
Od Wschodu do Zachodu na straży granic Polski, o Pani Nasza, stań! Płaszczem Swym jako puklerzem, od wrogów chroń! Wojnom, głodom i zarazom, niezgodzie i klęskom wszelkim przystępu do Polski broń, a duszę Narodu Twego do Syna Swego skłoń.
O Matko Chrystusowa, Matko Łaski Bożej nie gardź tym Polski wołaniem, lecz usłysz je łaskawie i racz wysłuchać, o łaskawa, o litościwa Pani nasza i Królowo”.
Dan w Łucku, dnia 11 listopada, 1928 roku.
† (-) Adolf Szelążek
Biskup Łucki