[Ks. bp A. P. Szelążek, biskup łucki], Deszcz róż, [Rękopis artykułu pisany do czasopisma „Płatki Róż”], Zamek Bierzgłowski, 27 września 1947, oryg. depozyt IABMK, k. 1-12.
Deszcz róż
27 IX 1947
Królowa kwiatów zaszczyconą została najwyższym dostojeństwem, gdy ją zaliczono do symbolów w służbie Bożej. Z jej natury coś ją wiąże z nadziemskim światem. Harmonijny układ linii przy barwie zazwyczaj płomiennej wyraża umiar czynów, które skąpane we Krwi Serca Jezusowego niosą ludziom ożywczą i zbawczą woń odrodzenia. Jej płatki o barwie złota ścielą się u stóp Maryi z Lourdes, zwiastując nowe światła z Niebios i niezliczone dobrodziejstwa, którymi nieustannie ocierają łzy na tym padole płaczu.
Wstawiennictwo Maryi sprawiło, że spływać zaczął przez dłonie świętej Patronki naszej posiew róż w postaci tłumnych nawróceń do Boga, a także cudownych uzdrowień, które są widomymi znakami spełnienia się słów Chrystusowych: „Oto ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata”.
Znają poeci starożytni nawalne deszcze idące ze stropów podniebnych, a nawet deszcze złote, które pieściły wyobraźnię szerokim rozwarciem podwoi rozkoszy bez miary. Znali starożytni kaskady drogocennych metali, spływające potokami do skarbnic, które pozwalały tworzyć sławne na świat cały luksusowe uczty, a ich uczestnikom dawały możność zatapiania roziskrzonego wzroku w puchary falernu.
Kwiecisty deszcz, którym św. Teresa od Dzieciątka Jezus zrasza zamarłe serca i wskrzesza do nadziemskiego życia, odbiega o całe niebo od zwodniczych marzeń ziemskich. Lecz ten posiew róż nie jest pustym dźwiękiem. O tym świadczą tysiące „uprzywilejowanych” przez naszą Patronkę. Nieprzerwaną falą płyną radości wyższe nad wszystko, czym szczycić się może doczesność, niespodziane a żywe oświecenia i tajemnicze natchnienia skojarzone z heroicznymi porywami duszy do braterskiej ofiary z własnego życia.
Duchowa atmosfera przepojona miriadem najmilszych przeżyć po tym deszczu róż w blaskach słońca sprawiedliwości musi wydać przecudną wstęgę tęczową, która opasze firmament myślowy. Dalekim jednak od rzeczywistości jest pogląd, że te blaski kryją całą doniosłość posłannictwa naszej świętej. Nie upatrujmy w tych blaskach kresu dążeń. Rozkoszna kołysanka najświętszych nawet uczuć – daleką jest od świętej, ale surowej na czas pielgrzymowania ziemskiego drogi zbawienia.
Ta kołysanka nie porwie na te wyżyny, które przeczuwał poeta i wyznaczył na ostateczny cel dążeń umiłowanej przez siebie duszy:
„Ją słońca drogi mlecznej nie omylą
Zdziwiona blaskiem będzie się podnosić
Jako harmonii lekkiej głos bez końca
Za słońce ma wielkie Słońce nad słońca”.
(J. Słowacki, „Beniowski”, pieśń II, w. 50)
Ta kołysanka może zrodzić stan zadowolenia, jaki zrodziły w duszach obcowanie Apostołów, podczas Przemienienia Pańskiego, tak naturalne, a tak dalekie od grozy zbliżającej się męki Chrystusowej – postanowienie: „Panie dobrze nam tu jest… Uczynimy…”
I jakkolwiek w wielu miejscach Pismo św. wskazuje niezmierną słodycz obcowania z Bogiem, jak Ps. 33,9: „Zobaczcie iż słodki jest Pan”. To jednak ważny współczesny teolog waży się ostrzec, że „niekiedy zaistnieć może pewna przeciwległość między rozkoszowaniem się w rzeczach boskich z jednej strony, a poznawaniem Boga, tak dalece, że zjednoczenie z Bogiem może grozić przerodzeniem się w czułostkowość”.
Może tęczowe blaski „Małej Drogi” św. Teresy może przydatne są na początkowy okres dążeń po drodze doskonałości, w myśl wskazań św. Piotra Apostoła: „Pragnijcie szczerego duchownego mleka, abyście na nim urośli ku zbawieniu”. (1 P 2,2). A przecież mieć mamy przed oczyma dalszy cel, cel wytknięty przez tegoż Apostoła: „Jesteście rodzajem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym,… abyście opowiadali wielkie sprawy Tego, który z ciemności wezwał was do swego przedziwnego światła”.(1 P 2,9-10). Surowość drogi zbawienia nie pozbawia nas szczęścia, które jest udziałem dusz świętych. Wszak – gdzie jest Chrystus Pan dla dusz wybranych, tam są prawdziwe niebiosa – one nie dają nam jeszcze chwały wiekuistej, którą Pan Bóg zachowuje dla życia pozagrobowego, bo jeszcze jesteśmy na polu zasług.
Jeszcze dzierżyć mamy tęczową wstęgę cnót, aby ją złożyć u stóp Majestatu Bożego . Znajdą się w niej zasadnicze cnoty, jak w tęczy barw siedem, a więc: wiara, nadzieja, miłość i kardynalne: roztropność, sprawiedliwość, wstrzemięźliwość i męstwo. Tam fiolet pokuty, obok purpury ofiar zadośćuczynienia za świat pogrążony w grzechach, kojarzy się z błękitem modlitwy opartej o wiosenną zieleń nadziei. Tam znojnej pracy owoce, znaczone żółtą barwą łanów zboża, radują duszę i niosą pewność wypoczynku pod gwieździstym szafirem Ojczystego nieba. A widok ten tajemniczych wszechświatów porwie duszę do szukania w skupiającej wszystkie barwy gwiazd obrazu szczęścia bez miary.
A potem jeszcze rozwijać mamy skrzydła do lotu w krainy, gdzie utęskniony wzrok wiary widzi ideał świętości
Skoro obecność Pana Jezusa wśród nas tworzy na ziemi istotę niebios, trzeba, aby go otaczały rzesze świętych, chóry o anielskiej czystości, dusze płonące seraficzną miłością, tym wyróżnione, że zawierają w sobie współukrzyżowanie ze Zbawicielem. Św. Franciszek Seraficki zaszczycony stygmatami Pana Jezusa jest prototypem członków tego orszaku niebian na ziemi. Przed nim ten stopień miłości Bożej za wzór postawił św. Paweł… Z Nim wprawdzie niewidoczne dla oka ludzkiego, posiadać powinniśmy te same stygmaty, które nas łączą z Ukrzyżowanym.
Zadania czcicieli św. Teresy w służbie Bożej wychodzą znacznie poza granice osobistych choćby najświętszych zainteresowań. Wskazał je św. Piotr w przytoczonych poprzednio słowach. Jeżeli naprawdę kochamy Boga- to musimy wszystko uczynić, aby Go wszyscy ukochali. Nie na próżno jesteśmy „rodzajem, kapłaństwem duchowym” a więc Apostołami Chrystusowymi. Nieś rzeszo święta te skarby duchowe, które ci Chrystus powierzył, nieś do twej rodziny, do ogniska domowego, do tych kół koleżeńskich, w których się obracasz, nieś przykładem świętości, nieś słowem gdzie można, nieś nieprzerwanym pasmem modlitwy. Bóg Ci błogosławić i pomagać będzie.